Urlop mi uciekł.Któryś rok z kolei nie wypoczęłam. Tylko się cieszyłam, że mam czas i mogę spokojnie szaleć kotowo. Słabe pocieszenie. Do tego upał też mnie umęczył. Kręgosłup odmawia posłuszeństwa. Nic co niby było ważne nie zostało załatwione. Nie mogłam zmobilizować się nawet na wykonanie telefonu. Ciągle odkładałam ,że jak to zrobię i to zrobię i jeszcze to zrobię to usiądę i wreszcie coś ruszę. Nic nie ruszyłam. Bo jak usiadłam to późno już było. dni pogubiły się totalnie. Nawet bardzo. Agneska może coś na ten temat powiedzieć
Ale nie zaprzeczy, że o niej nie myślałam.
Najlepszym przykładem mego mega rozgarnięcia jest "przygoda" z wizytą u kotów.
Otwieram maila mocno rano. Niech to będzie środa. Czytam pytanie czy można nas jutro odwiedzić. Czemu nie. Można. Do którejś tam mam co robić ale potem czemu nie. Odklepuję. Wracam z obchodu, weta i zaglądam. Pytanie mailowe , o której godzinie jednak najlepiej. Odpowiedź moja jest ugodowa. Każda nam pasuje. Telefon. Woli kobietka bezpośrednio pogadać bo ja mało na pocztę zaglądam.
To ja wychodzę i około siedemnastej powinnam u was być.
Proszę podać adres. Pasuje
Dziś
No dziś
A nie jutro?
Nie, pytałam o dziś
ZapraszamOlśniło mnie deczko podczas rozmowy. Lecem do lapka, zaglądam. Mail wysłany wtorek 23 coś tam. Odczytałam środa 5 rano i przyjęłam ,że to jest właściwa data, od której ustalamy daty. A pani jutro jest po mojemu jej pojutrzem. Nawet daty mnie się nie zgadzają. Wsio przeciw mnie