» Sob kwi 01, 2023 23:39
Re: DT Na Końcu Świata
Opisuję wspomnianą historię:
Warszawa, metro Stokłosy. Skrzyżowanie dwóch dużych ulic. Żadnej atrakcyjnej zieleni wkoło, gołe i małe trawniki, zero drzew, zero czegokolwiek. Pod samiuśkimi drzwiami nowoczesnego budynku z portiernią siedzi kot. Nieco oszołomiony hukiem ulicy i zdecydowanie niezachwycony. Wpuszczam na klatkę. W zamkniętej przestrzeni łatwiej będzie złapać, nie ucieknie na ulicę. Kot wchodzi natychmiast. Ma obrożę. Biorę adresówkę do ręki. Po obu stronach adresówki wygraweowane imię kotki i napis: "Jestem na spacerze". Czuję się tak, jakby mnie ktoś spoliczkował. Ktoś wydał pieniądze na grawera i to na obie strony adresówki, żeby wytłoczyć na kawałku metalu niemal agresywny komunikat w stylu: "odwal się od mojego kota". Kobieta z porterni potwierdza, że kotka jest z tego bloku.
Czy ludzie nie mają rozumu? Żeby to chociaż była mała uliczka czy osłonięte podwórko, żeby kotka miała jakąkolwiek frajdę z przebywania na dworze. Nie żeby to usprawidliwiało w moich oczach czyjś brak odpowiedzialności, ale przynajmniej mogłabym wyobrazić sobie, co popchnęło opiekuna kotki do otwarcia jej okna. Tu nie było NIC. Dwie dużę ulice, straszny szum, zero drzew i krzewów, niemal sam beton i asfalt, kotka bardziej przestrzaszona niż zaciekawiona, a jednak ktoś uznaje, że należy ją wypuścić. W jakim celu? Dla zasady?
Czemu prawo mamy takie durne? Gdyby były kary za wypuszczanie nie tylko psów, ale i kotów właścicielskich, to te kilka osób rocznie szybciej nabierałoby rozsądku. A gminom i Straży Miejskiej trudniej byłoby się zasłaniać głupiki gadkami: "Może to czyjś kot, tylko spaceruje, nie będziemy zabierać." Chociaż na to oczywiście gwarancji nie ma. Jak dzwoniłam na Straż Pożarną, że widzę ognisko na wysokości korony drzewa, to dyspozytor próbował mnie zbyć: "Może ktoś śmieci pali?" Jakby miało to jakiekolwiek znaczenie. Do śmieci też mają obowiązek przyjechać i jeszcze karę wlepić. Wóz wysłano dopiero jak się żegnałam, bo wtedy dyspozytor by odpowiadał, gdyby to jednak był pożar.
Co do Straży Miejskiej. Wiecie, ile teraz się czeka w Warszawie na Ekopatrol? Około 3 godziny. Raz po raz trafiam na gołębia w potrzebie (najwięcej jest na stacji Warszawa Zachodnia, a przynajmniej było, bo po remoncie może się to zmienić. Swoje zdanie na temat nowego dworca wyraziłam na wątku dla wnerwionych), za każdym razem, gdy jestem dokądś w drodze. Najłatwiej by mi było poczekać 30 minut i przekazać ptaka (w plecaku mam dyżurne tekturowe pudełko, jak się zużyje, biorę nowe), ale taki czas oczekiwania z jednoczesnym uziemieniem w jednym miejscu sprawia, że za każdym razem po załatwieniu swoich spraw po prostu jechałam do Zoo do Ptasiego Azylu. Największy problem miałam w przypadku wizyty lekarskiej. Nie wolno wchodzić ze zwierzęciem do placówki medycznej (wyjątkiem byłby zapewne pies przewodnik czy pies asystent), a nie postawię pudełka pod drzwiami, to byłoby chore. Musiałam poprosić o awaryjne przeniesienie mnie na późniejszą godzinę, aż wrócę z Azylu.
Chciałam coś kupić tanio na allegro Lokalnie. Jako kupujący wolę zwykłe allegro, bo obecnie portal bardzo ciśnie sprzedających i jest im trudniej zrobić kupującego w balona. W wersji Lokalnie nie ma nawet komentarzy, więc nie mogę sprawdzić przed zakupem, czy sprzedający jest godny zaufania. Ale jak się ma górny pułap cenowy zaplanowany na niską kwotę, to czasem trzeba. Kupiłam. Wydawałoby się, że wszystko jest jasne i proste: cena przedmiotu (z opcją Negocjuj, z której nie skorzystałam), koszty przesyłki. Sprzedający wybrał, że u niego w grę wchodzi tylko Allegro Paczkomaty InPost, które przy wpłacie na konto zawsze kosztują 9,99 zł a za pobraniem 13,99 zł. Cena przedmiotu plus koszty przesyłki - pieniądze przelałam. Po czym wiadomość od sprzedającego, że mam mu dopłacić jeszcze 8 zł do przesyłki. Wolne żarty. Na szczęście allegro samo zablokowało wiadomość sprzedającego, w której podawał swój numer konta. Napisali, że jest niezgodna z regulaminem. Bez żalu zacytowałam komunikat allegro i poinformowałam sprzedającego, że nie mam możliwości zrobienia dopłaty.
Kolejni fachowcy coś naprawiali. Nie umiem pojąć, dlaczego na jakieś chyba 8 czy 9 ekip tylko dwie wiedziałyby, jak coś zrobić, z czego jeden facet zrezygnował, bo ma gdzie indziej prostszą i ciekawszą robotę z lepszym zarobkiem, a drugi nie tylko podaje kosmiczną kwotę, to jeszcze nie wie, czy którzyś jego ludzie zgodziliby się przyjechać, bo trochę za daleko dla nich. Innymi słowy nawet z pieniędzmi niekoniecznie można mieć coś wykonane. Wybrałam więc faceta, który był najbardziej skłonny zrobić to tak, jak być powinno, chociaż nieprzekonany do pomysłu. Jego ludzie to kolejni uzdolnieni inaczej. Nie rozumiem, jak takie firmy utrzymują się na rynku. Jak w ogóle jest możliwe, że są partacze, którzy robią coś tak koszmarnie źle.
Kolejna kastracja za mną.
Chciałabym zrobić zęby Nugatowi i operację usunięcia przerostu podniebienia miękkiego Ekslibrisowi. Tylko jakoś finanse nie chcą się spinać. Podjęłam się nowej, męczącej pracy, żeby starczyło na zwierzaki po tych wszystkich podwyżkach a nadal jestem pod kreską... Za kastrację (z testem FIV/FeLV i Strongholdem) oraz leki dla Nugata zapłaciłam 500 zł. Tak po prostu w jednej chwili wyfrunęło pół tysiąca złotych z portfela. Zaczynam się dopytywać weterynarz, który preparat do ucha jest droższy, jeśli odmierzy mi go tylko jeden mililitr (preparat nie do kupienia, jeśli nie jest się lekarzem weterynarii). Czuję się jak ostatni dziad.
Podliczyłam też w kalendarzu, jak szybko zużywa się żwirek. Żeby było konkretnie z datami. W 14 dni zużyte zostaje 40 l żwirku Cat's Best Original.