Było wielkie czesanie zwierzaków. Chyba najbardziej w czesaniu frustruje mnie to, że niezależnie od ilości pociągnięć szczotką wyciągam tę samą ilość włosów. Nie ma znaczenia, czy to 1-15 pociągnięcia, czy 16-30, czy wreszcie 31-45 - za każdym razem tyle samo sierści. To kiedy przestać?
Druga frustrująca rzecz to kłaki - i te latające w powietrzu, i te na moim ubraniu. Najdowcipniejszy pęczek włosów postanowił zawisnąć w bezruchu. Zdawał się ze mnie żartować. A z grawitacji to miał pełen ubaw.
Trzecia frustrująca rzecz to protest czesanego zwierzaka. Najbardziej czesania nie lubi Bąbelek. Na każde dotknięcie szczotki (z drucianymi, zagiętymi zębami i kulkami na końcach - dobra szczotka, nie wyrywa futra. Żaden Furminator. Sprzęt taki jak trzeba) wije się jak wąż w jej kierunku, z poirytowanym miauknięciem, po czym próbuje ją gryźć i atakować. Chyba że... mam zapas nagród
Prawa ręka czesze kota szczotką, a lewa daje smakołyki. W efekcie robię za dyspozytor chrupek z dodatkową funkcją czesania. Na coś takiego Bąbelek się zgadza
Amiś też woli dostawać nagrody cały czas. Wprawdzie nie wyrywa się tak i nie atakuje szczotki, ale nie jest zachwycony i raczej dość szybki chce się zmyć. Chyba że... wyciągnę smakołyki