DT Na Końcu Świata

Koty i kotki do adopcji

Moderatorzy: Estraven, LimLim, Moderatorzy

Post » Pt maja 13, 2022 8:02 Re: DT Na Końcu Świata

Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze!

Sierra

 
Posty: 6297
Od: Sob cze 13, 2020 22:51

Post » Pt maja 13, 2022 12:35 Re: DT Na Końcu Świata

Myszorek, Sierra - dziękuję.
Kotka była dziś rano otwarta. Jelita w stanie zapalnym, zagazowane, ale bez zmian patologicznych czy zasinień. W prostiny masy kału, które zostały wyciśnięte. Po opróżnieniu prostnicy w jelitach zabulgotało, może wznowią pracę. Kotka troszeńkę odżyła, ale zaraz założyłam kaftanik, który ją kompletnie sparaliżował. Niestety przez 2-3 dni musi w nim być ze względów logistycznych. Dla jelit to źle, ale nie mam wyjścia.
A tak w ogóle to kotka prawie na pewno jest mamą Marcepanki. Dałam jej na imię Oreonka.
Obrazek*Obrazek*Obrazek*

Stomachari

 
Posty: 10664
Od: Sob kwi 16, 2016 21:29
Lokalizacja: Nieopodal Sochaczewa.

Post » Pt maja 13, 2022 12:49 Re: DT Na Końcu Świata

Mocno trzymam kciuki za koteczkę. :201461
:cat3: Kot. Nie dla idiotów!

Gretta

Avatar użytkownika
 
Posty: 34251
Od: Wto lip 18, 2006 12:53
Lokalizacja: "wesołe miasteczko" ;-(

Post » Pt maja 13, 2022 20:05 Re: DT Na Końcu Świata

Dziękuję :)
Obrazek*Obrazek*Obrazek*

Stomachari

 
Posty: 10664
Od: Sob kwi 16, 2016 21:29
Lokalizacja: Nieopodal Sochaczewa.

Post » Sob maja 14, 2022 11:44 Re: DT Na Końcu Świata

Jak kociczka się czuje?
Żadne niebo nie będzie niebem, jeśli nie powitają mnie w nim moje koty.

Myszorek

 
Posty: 4808
Od: Czw sie 08, 2019 8:34

Post » Nie maja 15, 2022 13:48 Re: DT Na Końcu Świata

Jest kiepsko… Kotka prawie bez sił…
Obrazek*Obrazek*Obrazek*

Stomachari

 
Posty: 10664
Od: Sob kwi 16, 2016 21:29
Lokalizacja: Nieopodal Sochaczewa.

Post » Nie maja 15, 2022 19:57 Re: DT Na Końcu Świata

Oreonka odeszła…
Obrazek*Obrazek*Obrazek*

Stomachari

 
Posty: 10664
Od: Sob kwi 16, 2016 21:29
Lokalizacja: Nieopodal Sochaczewa.

Post » Nie maja 15, 2022 19:59 Re: DT Na Końcu Świata

Przykro mi bardzo :201428

Sierra

 
Posty: 6297
Od: Sob cze 13, 2020 22:51

Post » Nie maja 15, 2022 20:02 Re: DT Na Końcu Świata

Oj, przykro. Ogromnie współczuję :(
Uroda moja nie sięga szczytu szczytów, ale mój pies patrzy na mnie oczami pełnymi zachwytu
L. J. Kern
1 - Trudne początki kota Dropsa
2 - Drops + reszta (trudne życie)
3 - Drops + koty
Amorka i Mumiś

Obrazek

ewkkrem

Avatar użytkownika
 
Posty: 7978
Od: Czw lip 27, 2017 15:20
Lokalizacja: Włocławek

Post » Nie maja 15, 2022 20:08 Re: DT Na Końcu Świata

bardzo mi przykro :( ciężkie czasami to nasze pomaganie jest :(
Obrazek

maczkowa

 
Posty: 7104
Od: Pon gru 03, 2018 16:47

Post » Pon maja 16, 2022 19:59 Re: DT Na Końcu Świata

[*] Bardzo mi przykro :(
:cat3: Kot. Nie dla idiotów!

Gretta

Avatar użytkownika
 
Posty: 34251
Od: Wto lip 18, 2006 12:53
Lokalizacja: "wesołe miasteczko" ;-(

Post » Pon maja 16, 2022 20:00 Re: DT Na Końcu Świata

Strasznie mi przykro :placz:
Żadne niebo nie będzie niebem, jeśli nie powitają mnie w nim moje koty.

Myszorek

 
Posty: 4808
Od: Czw sie 08, 2019 8:34

Post » Śro maja 18, 2022 12:21 Re: DT Na Końcu Świata

[*]

Przykro mi bardzo.


Seria nieszczęść spotkało tą Małą.
Już od dawna, takie mam wrażenie, nie stosują weci odpowiednich środków do lewatywy. Zresztą sama lewatywa nie wystarcza. Pamiętam ,jak był u nas atoniczny Żuniek, to dr Czubek nauczyła specjalnych masaży, które rozluźniony płynem kał, wypychały na zewnątrz. Danka radziła sobie. Ja nie. To były godziny/dni pracy. Dostaliśmy też butelkę jakiegoś specyfiku do lewatyw. Nawet o tym nie pamiętałam dopóki nie przeczytałam wpisu. Sorki. :oops:
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 55358
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 11 >>

Post » Śro maja 25, 2022 1:40 Re: DT Na Końcu Świata

Bardzo wszystkim dziękuję za słowa wsparcia :*

Trochę historii:
Od czasu zawiezienia Skosa razem z gusiek1 do Zwierzokracji nastąpiło:
- uśpienie 1 kota z tajemniczymi obrażeniami (opisane na wątku: viewtopic.php?f=1&t=214092#p12592210)
- wykastrowanie 5 kocurów (z czego dwa opisane na wspomnianym wątku. Niestety ostatniego z 4 zapowiadanych na nim nie udało mi się namierzyć. Innymi słowy trzy zaplanowane złapane, czwarty nie, zamiast tego dwa nieplanowane też złapane)
- zawiezienie 2 kotek do Koterii

To tytułem wstępu. Teraz kilka szczegółów:
Drugą kotkę łapałam razem z Blue - bardzo dziękuję za wystawanie ze mną późnym wieczorem :1luvu: Okolica nie sprzyjała samotnej łapance.
Kotkę znam sprzed 3 lat. Wtedy była miziakiem, który do mnie podbiegł, miaucząc. Zaciążona jak jeszcze sama była dzieckiem :( Niestety dopiero w tym roku zaczęła pojawiać się regularnie, tak że byłam w stanie zauważyć jej trasy i pory obchodów. W klatce spokojna, rozglądała się badawczo. Postanowiłyśmy z Blue przełożyć kotkę u mnie w domu do transportera. I wtedy wpadła w panikę. Zrobiła nam mały Armageddon. Razem z Blue zapamiętamy ten cudowny występ na jakiś czas ;)
W tak zwanym międzyczasie chorowała Oreonka. Z Koterii przywiozłam ją do domu, a w drodze do transporterka oddała w stresie kał z odrobiną krwi. Umyłam kotkę pod kranem i zostawiłam do obserwacji. Drugiego i trzeciego dnia wydalała dobrze. Czwartego nie wydalała i nie miała apetytu. Piątego gorączka 39 st. C, kotka dalej nie jadła, więc dostała kroplówkę z Duphalytem, witaminą B, Tolfinę, enrofloksacynę, miała zrobioną morfologię. Po 12 godzinach Oreonka trochę zjadła, już myślałam, że wygrałyśmy. Niestety szóstego dnia nie tknęła jedzenia, więc siódmego dnia kroplówka z Duphalytem, Catosalem, Tolfina, zmiana antybiotyku na Shotapen. Potem do Shotapenu wet dołożyła Metronidazol (ósmego albo dziewiątego dnia), spróbowała też zastrzyku ze sterydem. Oreonka nadal nie jadła i nie wydalała od czwartego dnia, czyli już sześć dni. Dwie lewatywy nic nie zdziałały. Kotka słabła i zdecydowałyśmy się z wet, że dziesiątego dnia zostanie otwarta. Tak się stało. Wieczorem tego dnia i rano następnego przy Oreonce czuwała Blue (ja musiałam wyjechać, pozostałe zwierzaki miały opiekę, ale chora kotka wymagała fachowej pomocy). Jeszcze raz dziękuję za pomoc! <3 Kicia była zesztywniała, z przykurczami, traciła temperaturę. Blue dała bardzo ciepły termofor i Oreonka odżyła. Ale broniła się krzykiem przed podawaniem siłą płynów do pysia. Chociaż koniec końców troszkę zjadła. Oprócz tego leki i kroplówki. Niestety jak ja wróciłam, było już gorzej. Nie byłam w stanie wpakować nic do buzi, dosłownie nic. Oreonka potwornie się śliniła, podkład był wprost mokry, miała wydzielinę zatykającą nosek, patrzyła ze zbolała miną. I niemal leżała w misce z wodą, myślałam już, że się w niej utopi. Tego jedenastego dnia troszkę tej wody nawet chlipnęła (mimo kroplówek), jeśli dobrze pamiętam, ale dwunastego już nie była w stanie. No i dwunastego zmarła...
Rozmawiałam z osobą z Koterii w kwestii odbioru tej dziczącej kotki i napomknęłam o śmierci Oreonki. Oddzwoniła później weterynarz, która powiedziała, że trzeba było do nich zadzwonić, jak kotka zaczęła chorować, to by mi powiedzieli, co należy robić. Bardzo dziwny pomysł, bo jak wcześniej pytałam o wykonanie dodatkowej rzeczy przy dziczącej kotce, to powiedziano mi dwukrotnie i dobitnie, że "KOTERIA KOTÓW NIE LECZY". Odmówiono nawet wtedy, gdy zaproponowałam, że dopłacę za ten konkretnie zabieg. KOTERIA KOTÓW NIE LECZY. Nie wiem w takim razie, dlaczego po tak stanowczej zapowiedzi miałabym dzwonić i mówić, że Oreonka choruje. Jak by mi pomogli? Telefonicznie uzdrowili kotkę? Śmiechu warte :? Następnie weterynarz powiedziała, że Oreonka "niepotrzebnie była otwierana", podważając tym samym kompetencje mojej weterynarz i jej diagnozę. Zabieg ratujący życie był niepotrzebny, oczywiście :201436 Powiedziałam, że kotka miała atonię jelit. Na to dowiedziałam się, że pewnie miała kaliciwirozę i że kotom po jakimś czasie jelita w końcu ruszają. Odparłam, że tu ruszyć nie chciały i że kotka się kończyła. Tylko że skoro weterynarz stawiała na kalici, to Oreonka musiała go złapać u nich (co sugeruje również sposób ujmowania przez tę weterynarz sprawy). A jeśli Koteria wie, że ma mutację kalici, powodującą silne zapalenie jelit, to wypadałoby, aby o tym uprzedzali. Nie zawiozłabym do nich kotki. Przy okazji rozmowy o atonii weterynarz spytała, czy było robione USG. Tak, było, dwukrotnie. U kogo? Podałam nazwisko. Weterynarz odparła, że "oni robią tylko u Marcińskiego". Wyborne :? To może powinnam była uprzedzić Oreonkę, żeby poczekała tak chociaż ze dwa tygodnie, to wtedy załapie się na jedyne sensowne USG, bo każde inne o kant potłuc? Że też nie wpadłam na to: "Kicia, nie umieraj, bo masz termin u fachowca. Aha, nie umrzyj też w czasie wykańczającej podróży. Słowem trzymaj się, bo jedziemy do Marcińskiego." :? Potem, odpowiadając napastliwej weterynarz z Koterii, wspomniałam o krwi w kale pierwszego dnia. Zapytała, czy był test na panleukopenię. Nie było, bo nie było podstaw. I tego braku testu weterynarz się uczepiła jak tonący brzytwy. Od tej pory WIEDZIAŁA już, że Oreonka chorowała na panleukopenię :201429 Nie widziała kota, nie widziała jego wyników, nawet nie słuchała o tych wynikach, ale ona WIE, co kotu dolegało! Cóż za zdolność stawiania diagnoz! Po co nam gabinety, wystarczy weterynaryjna infolinia! Kotka nie miała wymiotów, nie miała biegunki, nie miała leukopenii, ale to nic nie szkodzi - ona miała panleukopenię i już! A teraz wisienka na torcie: jeśli byłaby to panleukopenia, to ponownie Oreonka załapałaby ją nie gdzie indziej, jak w Koterii. Ale niechby było, że nawet nie tam złapała, tylko miała i rozsiewała wokół. Czy Koteria zrobiła cokolwiek z tą kategoryczną diagnozą weterynarz od siebie? Czy zablokowali kolejne zabiegi do czasu pełnej dezynfekcji ośrodka? NIE! Tak więc albo weterynarz z Koterii nie wierzy w tę swoją telefoniczną diagnozę, albo wierzy, ale brakuje jej zdecydowania w działaniu i kolokwialnie mówiąc po prostu jaj, aby zatrzymać tę całą maszynę :?
No i taka refleksja: Sugerowanie, że moja weterynarz nie zna się na fachu i że to z jej winy kotka nie przeżyła, przy jednoczesnym zawaleniu tak podstawowej rzeczy, jaką jest odstęp między zabiegiem a szczepieniem przeciwko wściekliźnie, jest po prostu niesmaczne. Może nie wszyscy wiedzą, ale w Koterii panuje zasada, że jak kot jest znieczulony, to natychmiast szczepiony Rabisinem - przy okazji kastracji. Litości! :201435 U olbrzymiej większości (jeśli nie wszystkich) kotów nie wytworzy się odporność, dlatego właśnie lege artis należy zachowywać miesięczny odstęp między zabiegiem a szczepieniem przeciwko wściekliźnie, a dodatkowo u słabszych osobników w wyniku nagromadzenia różnych obciążeń (zabieg, szczepienie, leki, środki przeciwko ekto- i endopasożytom) wywoła problemy zdrowotne.
Jednym słowem Koteria nie ma sobie nic do zarzucenia. Nie boli ich szczepienie w czasie kastracji, nie boli ich fakt, że kotce, której podałam Stronghold poprzedniego dnia - co zostało zapisane na karcie, podano bonusowo Fiprex w czasie kastracji (chyba tak dla pewności, żeby wszystko zmarło. Najwyżej wraz z kotem, bo to właśnie Oreonka dostała bonusowy preparat), nie boli ich stawianie diagnoz przez telefon, i to bardzo poważnych diagnoz, nie boli podważanie kompetencji innego weterynarza, nie, to wszystko ich nie boli. Za to zabolało ich, że śmiałam się z nimi nie zgadzać (pani wydająca dziczącą kotkę była w nastroju do atakowania. Ona też wiedziała, bo weterynarz z ośrodka jej powiedziała po postawieniu diagnozy przez telefon, że to była panleukopenia. I przy panleukopenii koty mogą nie mieć wymiotów, mogą nie mieć biegunek, mogą nie mieć leukopenii, wszakże diagnoza postawiona i ona też już WIE) i że śmiałam zadawać pytania. Bo to wszystko było przeplatane moimi dociekaniami:
- co kotki jadły? -> "Wszystko, co akurat mamy. Royal Canin, Purina, Felix". To są słowa tej pani. Widziałam na miejscu inne karmy, ale te mi zostały wymienione.
- czy kotki trafiały do kuwet? -> "Czasem robią do kuwet, czasem nie, bo my w kuwetach mamy gazety, a koty wolą żwirek".
- czy kotki wydalały prawidłowo? -> "Jak przychodzę rano, to wszystko jest zawinięte w podkłady [tu ruch rękami, pokazujący totalny magiel] i ja tego nie sprawdzam, tylko w całości wyrzucam". Jakby to ująć... To skąd mogą wiedzieć, czy któryś z kotów właśnie bardzo nie choruje? :?
- czy kotka atakowała? [pytanie dotyczyło tej dziczącej] -> "Nie podsuwałam jej ręki pod pyszczek". Musiałam wyjaśnić, że chodzi mi o rzucanie się na rękę, gdy w rogu klatki następuje sprzątanie. "A to nie, nie rzucała się".
Każda z tych informacji udzielana była z wysiłkiem, z irytacją a pod koniec nawet ze złością. Ton sugerował, że ja chyba sobie wyobrażam ośrodek wczasowy, a oni przecież pracują na pełnych obrotach i nie mają czasu na takie duperele :?

Wiem, że jest tu sporo osób, które bardzo chwalą sobie Koterię. Wierzę. I nie chcę sugerować, że zawsze wszystko jest źle. Ale Oreonka nie miała szczęścia i potwornie żałuję, że nie kastrowałam jej u swojej weterynarz.
Do Koterii więcej się nie wybieram.


Bardzo dziękuję Blue, za wszelką pomoc <3 :1luvu:
Dziękuję też ASK@ za słowa wsparcia, kiedy wylałam na nią swoje żale i za cenne porady, których niestety nie zdążyłam wprowadzić w życie... <3
Dziękuję wszystkim za pożegnanie Oreonki. <3

Jeszcze odpowiem na to:
ASK@ pisze:Już od dawna, takie mam wrażenie, nie stosują weci odpowiednich środków do lewatywy. Zresztą sama lewatywa nie wystarcza. Pamiętam ,jak był u nas atoniczny Żuniek, to dr Czubek nauczyła specjalnych masaży, które rozluźniony płynem kał, wypychały na zewnątrz. Danka radziła sobie. Ja nie. To były godziny/dni pracy. Dostaliśmy też butelkę jakiegoś specyfiku do lewatyw. Nawet o tym nie pamiętałam dopóki nie przeczytałam wpisu. Sorki. :oops:

Nie masz za co przepraszać :)
Masażu próbowałam, nawet dość intensywnie ugniatałam brzuszek, Oreonka się jakiś czas nadstawiała, potem jakby poczuła dyskomfort i wtedy przerwałam. To oczywiście kropla w morzu potrzeb - jak piszesz, konieczne były godziny masażu. Może powinnam była dłużej miętosić malunią...
Jeśli przypomni Ci się nazwa tego specyfiku, to poproszę. Może się kiedyś przydać (chociaż mam nadzieję, że nie).
Weterynarze przeszli na wodę z parafiną, bo środki drażniące były drażniące i mogły powodować różnego rodzaju problemy. Ale w sytuacjach takich jak u Waszego Żunia czy mojej Oreonki skutki uboczne to najmniejsze zmartwienie. Potrzebne było coś silnego.

Oreonki już nie ma...
A dziczącą kotkę odebrałam z Koterii, nie otrzymawszy żadnych dodatkowych informacji o stanie jej zdrowia, po czym u mojej weterynarz dowiedziałam się, że ma chorobę autoimmunologiczną i los jest jej niepewny. Wypuściłam, bo stres mógłby zaostrzyć stan. Może wolna od ciągłego zachodzenia w ciążę wzmocni się i choroba przystopuje?... Martwię się, czy nie złapała zmutowanego kalici. Nie widuję jej ostatnio...

Od 3 dni przychodzi na michę kolejny kot. Nie podnosi ogona, więc nie wiem, czy kocur, czy kotka. Nie wiem też, czy go znam, czy tylko wygląda bardzo podobnie do takiego jednego. Pewnie będę łapać.

Jeśli się uda, Nugat będzie miał testy alergiczne z krwi. Nie są super miarodajne u zwierząt, ale na te ze skóry mnie nie stać (min. 1200 zł). Zresztą nawet na te z krwi albo się zapożyczę, albo zrobię zbiórkę?...
Obrazek*Obrazek*Obrazek*

Stomachari

 
Posty: 10664
Od: Sob kwi 16, 2016 21:29
Lokalizacja: Nieopodal Sochaczewa.

Post » Śro maja 25, 2022 2:06 Re: DT Na Końcu Świata

https://www.doz.pl/apteka/p5544-Enema_r ... zy_150_ml_
Nie wiem czy o to chodzi
Kojarzy mi się przed operacjami
Oreonka(*)
Tak to wychodzi
Człowiek chce dobrze
Przykro
A chyba nie dawno był wątek szczepienie i coś poszło nie tak

anka1515

 
Posty: 4091
Od: Nie gru 25, 2011 16:05

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 66 gości