Cześć,
mam na imię Maurycy.
Ale dla przyjaciół jestem Parchatek
, tak mówią do mnie w domu tymczasowym w którym teraz przebywam, podobno od stanu w jakim zostałem znaleziony. Ale ja nie jestem żaden parchaty, teraz jestem już piękny, tylko ksywka została
.
Bo powiem Wam, błąkałem się długo, mieszkałem na ulicy i było mi bardzo ciężko. Skąd się tam wziąłem? Nie wiem, chyba spadłem z nieba, bo mam złamany mostek i pan doktor powiedział, że spadłem z dużej wysokości. Nie pamiętam już tego, musiało być dawno, pamiętam tylko że długo bolało, ale wtedy nikt mi nie pomógł. Teraz już mnie nie boli, jestem sprawnym kotkiem, moje kosteczki jakoś się zrosły same.
Na tej wolności musiałem sobie radzić sam, najczęściej chodziłem głodny, brudny i niewyspany, bo na ulicy zawsze trzeba było czuwać i ciężko było znaleźć jakieś jedzenie. Aż w końcu trafiłem na taką stołówkę, gdzie jedna pani przychodziła karmić inne bezdomne kotki. I już tam zostałem, przecież ja też byłem kotkiem bezdomnym, to uznałem, że taka stołówka w sam raz dla mnie. Tylko że ja byłem jakiś inny niż tamte kotki. Nie bałem się człowieka, dawałem się głaskać, mało tego, sam podstawiałem grzbiecik do głaskania, przecież to takie przyjemne. Skąd już znałem dotyk człowieka? chyba kiedyś miałem dom...
No i któregoś dnia pani która nas karmiła przyszła z jakąś skrzyneczką (co to się nazywa podobno transporterkiem kocim), zapakowała mnie do niego i gdzieś pojechaliśmy. Awanturowałem się trochę w tym pudełku, no bo jak tak można? Miałem jeść, a nie na głodniaka gdzieś jechać! To przecież oszustwo! Ale okazało się, że pojechaliśmy do pana doktora, który mnie zbadał, pobrał krew i podał coś wstrętnego, ponoć na robaki. I wtedy właśnie się dowiedziałem, że chyba spadłem z nieba. I że z moim złamaniem już nic się nie da zrobić, bo to było dawno.
Po tej wizycie znowu zapakowali mnie do pudełka i wróciliśmy. Ale nie zgadniecie gdzie wróciliśmy. Bo już nie na ulicę. Otóż przyjechaliśmy do... domu! Ale byłem szczęśliwy! Wreszcie jestem w domu! Wyłożyłem się na mięciutkim łóżku i odpoczywałem, odpoczywałem, odpoczywałem. I spałem, spałem, spałem... wreszcie bez strachu i konieczności czuwania!
Jest mi teraz dobrze. Mam ciepło, opiekę, jedzenie podstawiają pod pyszczek, jestem bezpieczny. Ranki nabyte na wolności się zagoiły, strupki znikają, a moje futerko odzyskuje blask. Uwielbiam dom i wylegiwanie w słoneczku na balkonie (zabezpieczonym, żeby żaden kotek nie wypadł).
Ale mam wielki problem. Nie mogę tutaj zostać długo, bo to jest dom tymczasowy i inne kocie biedaki też czekają na pomoc. Dlatego szukam domu stałego, takiego na zawsze, takiego który mnie pokocha i otoczy opieką, żebym zawsze już był bezpieczny.
I tu jest mój kolejny problem. Jestem zwykłym burym kotkiem. Nie rudym, nie białym, nawet nie czarnym, tylko zwykłym buraskiem. Nie mam przedłużonego futerka, nie jestem żaden rasowy, tylko taki zwykły buras. Czy ktoś pokocha takiego zwykłego kota??
A tak marzę, żeby ktoś pokochał mnie na zawsze...
Ale atuty jakieś też mam
Jestem grzeczny, zdrowy (mam zrobione testy FeLV/FIV, oba ujemne), wykastrowany i zaszczepiony. Korzystam pięknie z kuwety, od razu sobie przypomniałem co to kuweta, jak tylko znalazłem się w domu. Pan doktor powiedział, że mam ok. 3 lata, ale bawię się jak młody kociak, biegam, skaczę, podrzucam piłeczki pod sam sufit, więc może jestem nawet młodszy?
Może Ty mnie pokochasz?
Maurycy
PS. Przebywam teraz w Rzeszowie, ale mogę zamieszkać też w innym mieście. Szukam domu niewychodzącego z zabezpieczonymi oknami/balkonem.
Jeżeli zakochasz się we mnie, tak na poważnie, to skontaktuj się z moją opiekunką e-mail:
zuzinka96@wp.plPrzed moją adopcją obowiązuje wizyta przed adopcyjna oraz podpisanie umowy adopcyjnej
a teraz ja, taki zwykły Parchatek z ulicy, teraz... tak wyglądam. Wziąłem udział w konkursie
Kocich Brzuszków i wygrałem!!! Zostałem Misterem!!