Właśnie zaczynam się już martwić tym brakiem domu
Nikt, dosłownie nikt nie pyta o Maurycego
nie ma żadnego telefonu, żadnego maila, a ogłaszam go już prawie 3 miesiące. Ma dużo ogłoszeń, ciągle dodaję nowe, zmieniam trochę treść i cisza jak makiem zasiał. Nie ma chłopak szczęścia
Od paru dobrych lat wydaję koty do nowych domów i z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że każdy kot ma swoje szczęście. Albo go nie ma. I nie ma tu znaczenia czy bury, czy rudy, czarny, tri czy inny. Na tymczasy trafiają mi się zawsze dachowce, wiadomo co los da, czyli co potrzebuje pomocy to się bierze bez względu na kolor futerka. Pewnie przy kotach w typie rasy telefony się urywają, chociaż zdaję sobie sprawę, że nie zawsze mądre. Raz miałam całego białego kocurka, którego zabrałam z działek, ale w jego przypadku i kot i ja mieliśmy szczęście, bo poszedł do cudownego DS, w którym był już kotek adoptowany wcześniej ode mnie (i odpadły mi te właśnie "mądre inaczej" rozmowy telefoniczne). A z którym to domem byliśmy w stałym kontakcie (i dalej jesteśmy) i dom zakochał się w białasku. Kaj ma na imię i zamieszkał w Krakowie z Bolkiem (tym wcześniejszym adoptusiem), kotką Kundzią i pieskiem Tobim. Taka cudowna ludzko/kocio/psia rodzinka
Miałam kiedyś pięknego rudzielca, który siedział u mnie na tymczasie blisko rok, a w tym samym czasie bura kotka znalazła dom w ciągu dwóch miesięcy. Miałam kocurka wziętego z bardzo złych warunków, który długo się bał wszystkiego i nie mógł się otworzyć na człowieka. Kiedy wreszcie był gotowy do szukania własnego domu zaczynały się wakacje, wiedziałam że trzeba ten okres przeczekać, bo wiadomo przed wakacjami ludzie nie interesują się adopcjami. A że kotek był zupełnie niekłopotliwy i bardzo grzeczny, pomyślałam niech siedzi i czeka. I wtedy zadzwonił telefon, pierwszy i to był właśnie TEN. Miki pojechał do swojego domu pod sam koniec czerwca.
A teraz mam też cudną i bardzo grzeczną trikolorkę (nie ma swojego wątku, bo ciągle brak czasu
), która siedzi już u mnie blisko rok. Są o nią telefony, owszem, ale co jeden to... gorszy
Nie wiem czy Marcelka znajdzie dom - młoda, grzeczna, niekłopotliwa i trzykolorowa. Też nie ma szczęścia.
A poprzednia trikolorka znalazła dom w ciągu dwóch miesięcy. Pani specjalnie dla niej osiatkowała balkon i sama przyjechała po kicię z Warszawy.
Miałam też w tym roku biało-burego kocurka, którego ktoś wywalił w zimie pod blokiem. Kot siedział na ławce przed blokiem w styczniu i czekał nie wiadomo na co. I nie był czyjś, obleciałam cały wieżowiec. I nikt go też nie szukał. I ten kot znalazł szybko cudowny dom, ludzie przyjechali po niego z drugiego końca Polski. I dla mnie i dla nowego domu ten kot jest przykładem kociej reinkarnacji. Ciągle zbieram się opisać historię Maćka, bo jest naprawdę budująca. Ale ciągły brak czasu...
I tak to jest z tymi tymczasami. Albo mają szczęście w życiu, albo nie mają. Tak jak ludzie.
Chociaż też z doświadczenia wiem, że najlepszym okresem na adopcje dorosłych kotów jest okres styczeń/luty. Kilka moich dorosłych kotów znalazło domy właśnie w tym okresie. Nie ma wtedy jeszcze maluchów, bo jak się już zaczynają, to każdy chce tylko malutkiego kotka.
Najgorsze jest to, że o Maurycego nikt nie pyta. Jakaś taka dziwna cisza w necie, jakby go tam nie było. Ale wejścia są, tylko zainteresowania brak.
ale się rozpisałam
a tu znowu północ