Małą czarną koteczkę poznałam w śmietniku na osiedlu mojej siostry.Pisałam o niej na wątku kotów hucianych.Przychodziła tam na jedzenie, bardzo nieregularnie wprawdzie i trudno było wyśledzić gdzie mieszka.Popełniłam błąd
, powinnam była za wszelką cenę ją próbować łapać, ale stało się.Pewnego dnia zauważyłam, że ma wyciągnięte sutki, czyli zdążyła urodzić kocięta.Znowu był problem z ustaleniem gdzie one są, za śmietnikiem ogrodzony las, w żaden sposób nie można było tam się dostać.Któregoś dnia siostrę coś tknęło i poszła wzdłuż płotu kiciając po drodze.Zobaczyła małą czarną z czarno-białym kociakiem.Okazało się, że mała czarna urodziła czwórkę kociąt i mieszka na zapleczu MOSiR-u, czyli kompleksu basenów, hali sportowej...itd.Miejsce paskudne, ale dość bezpieczne, z życzliwymi kotom ludźmi, którzy koty podkarmiali.Nie będę się rozpisywać, bo na bieżąco pisałam na wątku hucianych o łapankach, prawie dwóch tygodniach codziennych prób złapania szylci.Udało się w końcu, koty są u mnie.Kocia mama została nazwana Daszą, jest już dawno po sterylce, została też raz odrobaczona.Kociaki to trzy kocurki, Piksel, krówek z czarnymi uszkami, Mimek, krówek z białymi uszkami, czarny Ludwiś i szylcia Lola.Całe stado zostało raz odrobaczone ( jutro kolejna dawka) i odpchlone, mam nadzieję skutecznie.Trochę bieganiny do weta było, zastrzyki, tabletki, ale chyba już wychodzimy na prostą.Daszka to młodziutka kotka, może nawet nie ma roku, dzieci mają teraz według weta około 12 tygodni.Są malutkie, drobniutkie, ważą 1,20 kg, tylko Mimek jest większy, waży 1,70 kg.
A tu jeszcze na wolności.
Daszka bardzo dbała o swoje dzieci, przynosiła im myszy, uczyła je, że muszą być ostrożne i nie ufać nikomu.Ona dawała się głaskać, dzieci absolutnie nie.Malutkie jednak były ciekawskie, chciały się bawić i wystarczyło powiesić piłkę na sznurku, aby je przywabić.Mnie zdumiało jednak to, że wystarczyło, aby Daszka coś miauknęła, a kociaki natychmiast porzucały pełną miskę, rezygnowały z zabawy i biegły do swojej mamy.Takie posłuszne są do dzisiaj.Mama jest dla nich autorytetem, a one właściwie to cały czas są razem.Razem jedzą, śpią, bawią się, myją się nawzajem i jakoś nie lgną do moich kotów, chociaż zarówno Benia jak i Gabryś chciałyby się nimi opiekować.Pszczoły zaś przejawiają chęć zabawy z nimi, a Pusia uwielbia gapić się na ich zabawę.Nie ma żadnych animozji, koty żyją w zgodzie, ale tak jak napisałam, żyją jakby dla siebie, są niezwykle ze sobą związane.
A to kilka zdjęć
Daszka to też prawie kociak i bardzo lubi się bawić
A tu zdjęcie z Gabrysiem
Koty boją się aparatu i trudno o zdjęcia, ale się postaram.