Wczoraj przemogłam wrodzony(?) wstręt do zabawy z kotami. Były zachwycone. Nawet Benia skakała i biegała. Mam naprawdę wyjątkowo zabawowe koty. Zabawek mają multum i to takie, którymi mogą bawić się same, jest ich też całe stado, tym się usprawiedliwiam. Daszka zdecydowała, że ogonek Loli jest również fajną wędką
Bardzo podoba się wszystkim szeleszczący namiocik Friskies, który zaanektowała chora szylcia, ale jak tylko z niego wychodzi to natychmiast inne koty się nim interesują. Ma drapaczkę i zabawki, ale to, że szeleści jest chyba największą atrakcją. Zauważyłam dziwną rzecz, a mianowicie brzuszki Daszki i Loli. Lola ma piękny już brzuszek, porósł futerkiem, a Daszka wciąż łysawa jest. U niej to widać, bo jest czarna jak heban. Pamiętam, że i czarna Gucia długo porastała futerkiem po sterylce.Czyżby czarne koty tak miały? Aha, Daszkę też zważyłam, waży 4,10 kg. Jest drobna, mniejsza od swoich dzieci i jest taką kulką. Ma malutką główkę, małe uszka, a jej dzieci z kolei uszka mają jak nietoperze. Po tatusiu?
Ale wszystkie są śliczne, zgrabniutkie. Lola ma oczka okrąglutkie jak pięciogroszówki, plamkę na pyszczku i to sprawia, że ma taki wciąż zdziwiony wyraz "twarzy". Uwielbiam ją, często biorę na ręce i przytulam. Ludwiś sam do mnie przychodzi, jest miziakiem, ale jednocześnie to zadziora. Lubi prowokować kocie bójki. Nie, nic groźnego, po prostu bawi się po kociemu. Jest większy od swojej mamy, ale często kładzie się obok niej i domaga pieszczot. Mimek z kolei wciąż przytula się do Beni. Ona jest jego zastępczą mamą i już. Gabryś zaś jest kumplem do zabawy. W sumie to siedem kotów u mnie to szaleńcy. Ale przychodzi taki moment, że wszystko wędruje na posłanka, śpi smacznie i pozostaje mi powtórzyć za Goethem "trwaj chwilo, jesteś piękna".