Stoczyłam prawdziwą batalię o te 50ml krwi dla niego!!! Nigdzie w Wwie nie było,ani w lecznicach ,ani w bankach. Dzięki protekcji mojej wetki się udało namówić na pobranie od bankowego kota-dawcy,nie chcieli w taki upał. Mimo,że mogłam dostarczyć swoich dawców ,nikt nie umiał się podjąć pobrania(wszak mam kotków na kilogramy
,ale mogących być dawcami tylko ze dwa).
Jeszcze znalazłam krew w banku we Wrocławiu,ale z dowozem do Wwy chcieli 1400zł
W SpecVet ponad 800zł,ale też nie mieli
Zorganizowalam w końcu za 370zł,ale ja prawie się skończyłam...
Obudziłam moją wetkę wczoraj o 7.00(odebrała nieprzytomnym,zaspanym głosem,więc mnie pewnie znienawidzi
) i do 20.00 była walka.Non stop na telefonie,żebranie,ale najgorszy czas i ta bezsilność. Nawet oferowałam .że mogę dowieźć dawców,pojechać sama po tą krew,w dzień taksówką,a po pracy zatrudniłam kolegę.Pod telefonem czekał z lodówką samochodową,w zamrażarce mroziły się wkłady. Wszystko dograne. A krwi nie było...Jak pobrali od dawcy już było za późno,by transfuzję robiłą moja wetka blisko z osiedla. Straszono mnie,że kot nie przeżyje podróży w taki skwar (było ponad 35st. jak wyruszyliśmy). Zaryzykowałam,bo nikt z okolicy nie chciał nas przyjąć (a to na zapisy,a to zamykają zaraz lecznicę,horror). Kazałam koledze schłodzić samochód i dopiero zeszłam z kotem. Wytrzymal podróż. Wytrzymal transfuzję. Nie było wstrząsu.Wczoraj.Nie gorączkował,nie ział,choć już szykowano namiot tlenowy w razie czego.Oddechy w normie.Klinicznie wyglądał b.dobrze,lekarz dziwił się,że jest w tak zlym stannie.Piękne futro,trochę ponad 5kg wagi.To już trzeci wet,który dziwi się ,że Rudy jest aż tak chory,choć na oko źle nie wygląda. Wprawdzie wczoraj już nie miał sił,anemia go b.osłabiła,leżał jak martwy momentami.Ale w stresie się ożywiał i był całkiem normalny.
Na koniec zrobił wielką kupę . Na pożegnanie dla lekarzy
Najbardziej z tego,że o mało nie byliśmy cali obsrani,a techniczka wdepnęła w większą część
cieszyłam się ja. Chwaliłam,że piękna kupka i dzielny,mądry kotek. Mogłam ją sprzątać gołymi rękami ,albo się nią wysmarować cała,gdyby tylko chcieli. Najważniejsze,że on poczuł się lepiej! Choć na moment. Ożywił się,miał żywsze,lepsze spojrzenie.Bardziej przytomne.
Pewnie na niewiele to pomoże,ale to,że po powrocie siedział sobie i oglądał świat z balkonu jak dawniej i patrzył normalnie na mnie,nie zmęczonymi oczami,to warte jest każdego wysiłku. Kocham go do szaleństwa!
Aranesp też dostał. Dostaje wszystko,co możliwe,co znane,dostępne i zalecane.Bez względu na koszty.