Staram się ograniczyć ruch. Dziś pierwszy dzień bez p.bólowych i odczułam to. Strasznie mnie ten gorset przeszkadza. Zdjęto mi także "szwy" . Okrutnie swędziały mnie
plecyki już. Jaka ulga móc nie gimnastykować się podczas mycia. Na wspomnianych
plecykach zostały mi dwie dziurki. Tylko dwie. Gabarytów nie porysowano cięciami i zszywaczami. Technika idzie do przodu i czasem warto zajrzeć gdzieś w ciemne katy wiedzy by sobie bólu oszczędzić. U "siebie" by mi zeżarty i złąmany kręg wycieli, włożyli płytkę i szrubkami (autentyk, tak mówił lekarz
) przykręcili do sąsiadów. Równie zżeranych. Robiąc przy tym spustoszenie okrutne i fundując długie gojenie. Wertebroplastyka, choć mocno nie przyjemna, daje inne możliwości przy niektórych schorzeniach. Jednak daje też złudzenie nie istnienia problemu "po" a więc można się zapomnieć. Skoro nie widać.
Na ekranie, podczas operacji można było obserwować, widziałam efekt końcowy. Ciemny puzzel z wystającymi dwoma igłami stabilizującymi. Pytam słodko lekarza, Pana Roberta, czy mi te haczyki na breloczki zostawią
Twarzy nie widziałam ale dziwny odgłos wydał. Pani anestezjolog stanęła na wysokości zadania mówiąc, że takie zamówienia wcześniej przyjmują; teraz przepadło.
Przy drugim, jeśli dojdzie do operacji a musi ponoć, zesram się ze strachu.
Tyłek już teraz mi skakał. W przyszłości będzie harce nie kontrolowane wyczyniał.