Wczoraj dopuściłam się kolejnych ogłoszeń Oczy i Abisia. Może się uda. Po nocy dzwonił jakiś telefon ale nie odebrałam. Bez numerów, ukryty dobijał się. Nie mam zwyczaju gadać z takimi.
Tak sobie siedząc i udając ,że myślę
usłyszałam coś za oknem kuchennym. Jest zwykle uchylone. Dopóki Janusz nie zamknie. Jemu to cięgiem zimno. Potem ja otwieram bo mi menopauza nakazuje. On zamyka, ja otwieram... Potem idziemy spać przy zamkniętym.n później zasypia.Zaś budzimy się przy otwartym bo ja w nocy wstaję
No więc jest czas otwartego okna i słyszę coś. Poszurałam nożynami do pomieszczenia, zamarłam i uszu nadstawiłam. Jakby jojczenie albo co. Strasznie auta było słychać więc nie widziałam czy mnie coś nie widzi się usznie. Ale nie, coś płacze chyba. Jednak płacze. Kot? Jakieś zwierzę? No, chyba kot? Stoję,otworzyłam okno i dalej strzygę wachlarzami. Doszły dźwięki z altanki śmietnikowej. Popiskiwanie wzmocniło się. Kota ktoś wyrzuca? A może jakiegoś piesiora upychają w pojemnik ? Nagle mnie olśniło. Wtarabaniłam się na
taborkę i podjęłam próbę zerknięcia w dół. Oczy nawykły do mroku. A tam, na naszym okrytym śniegiem trawniku wiki dzik sobie spaceruje
. Towarzysze przekopują śmietnisko wymieniając sobie uwagi. To one tak sobie dyskutują. Ten z trawnika to prawdziwy olbrzym. Przy parkujących autach wyglądał okazale. Dobrze, że nie poleciałam ratować pieseczka, koteczka czy co tam.
Wczoraj były Walentynki więc pewnie dzikowe pary na romantyczną przegrzebkę się wybrały do okolicznych
restaurantów a te gulgania to były deklaracje wiecznej miłości i zachwyty nad daniami.