Po tolfinie odżył.
Wróciłam z karmienia. Przeszłam się wzdłuż płotu budowy gdzie wisi ogłoszenie o zaginięciu kota. Zauważyłam je wracając z badań. Nic mnie nie kosztuje zrobienie koła dodatkowego, prawie po drodze. Idę więc sobie drepcząc trepami. Kiciam. Płot zarasta zielskiem. Pięknym bluszczem. Za nim zielenią się zdziczałe porzeczki i drzewa owocowe. To opuszczona posesja. Dom runął i go zebrali na taczkach. Wiele, wiele lat tam karmiłam koty. Nie jeden trafił do mnie i znalazł dom. Nie jeden zginął pod kołami bo to ruchliwa ulica. Któregoś dnia, kotka co zawsze była, więcej nie pojawiła się. Po kilku miesiącach zrezygnowałam. Żarcie zostawało.Na śniegu nie było śladu kocich łap. A sroki miały bal. No, więc idę, wspominam, zaglądam, kiciuję. Raptem widzę cudnego ślimaka. Nie lubię tych zwierzaków ale ten był piękny. Jasny, o skorupce w biszkoptowe kolory. Zatrzymałam się.Gapię.
Jakiś ty pięknygadam robiąc krok do przodu
chruuuup
zerkam pod trepek co mi taki głos wydał
Rozdeptałam ślimaka, małego i w kolorze asfaltu
przepraszammówię i robię w lekkim zawstydzeniu krok do tyłu
chruuup
zerkam pod trepek co mi taki głos wydal
Rozdeptałam ślimaka w kolorze asfaltu na którym pełzał sobie
Już nie pełza
Wstydliwie strąciłam ślimakowe resztki na pas ziemi.
I poszłam środkiem drogi.