Wszystko szykuje się do zimy. Choć wczesny poranek nie jest przeszkodą dla życia, by czyniło jazgot i rumor. Wyjątkowo aktywne są dzięcioły. Niewielkie ptaszydła, lekko szare, cudnie srebrne. Z czarnym skrzydłem i purpurową ozdobą. Takie ostatnio spotykam. Rodzinna biesiada czy co? Cieszę się, że są bo ich już dawno nie widziałam. W mglistej ciszy poranka odgłos walenia w pnie drzew niesie się bardzo po okolicy. Lubię go słuchać. Jest prawdziwy, zawsze był, czyni dobro. Krok sam ustawia się w rytm uderzeń.
Wiewiórki dwie, radośnie klekoczące, dziś też były. Stałam i gapiłam się na stworków ganianki. Nie można opanować uśmiechu na ich widok. Mnie podoba się ich wydawany dźwięk paszczą
. Ni to ćwierkanie, ni zaśpiew. Odziane w piękne futra ze srebrno-rudym połyskiem skakały po grubaśnej sośnie. Wiórki kory leniwie opadały ku ziemi. Paradoks życia. One , kręcące koła, biegające w górę i dół, zaśpiewane okrutnie, mijały wywieszoną na tym drzewie klepsydrę. Śmierć jest wszędzie ale czy trzeba wbijać szpile w żyjące drzewo by ją oznajmić? Czy ja już nie jestem normalna. No, chyba nie jestem. Obok jest słup ogłoszeniowy. Stworzenia nic sobie nie robiąc z wywieszonych wieści, pognały żwawo dalej. Idąc z lasu zawsze mijam sosnę gdzie wiem ,że jest stołówka. Charakterystyczne okrawki szyszek płożą się pod nim. Często widzę jak przebiegają przez drogę. Aż serce ze strachu ściska by wyrobiły się.
Na osiedlu zbierają opadłe liście w jeden wielki stos. Jak ja kiedyś to lubiłam. Nie było ślizgawicy liściowej i tego specyficznego odorku. Teraz patrząc na nie żałuję ,że na trawnikach ich nie pozostawiono. Bo gdzie mają się skryć stworzenia małe i bezbronne? Jak mają przetrwać zimę bez tej otuliny. A ile zadowolonych skusi się na ten złudny stos i tam ulokuje się.Myśląc ,że tak im się cudnie udało. By potem zginać. Kiedyś Danka jeża zmaltretowanego łopatą zaniosła do weta. Uśpiony został. Potem znalazła drugiego. Też odszedł z pomocą. My musimy wszystko uprzątać. Wszystko nam przeszkadza i zawadza. Zero empatii. A może zero wyobraźni? Mnie też jej kiedyś brakło.
Na spaleniźnie jest ponuro. Na straży polany stoją sczernione łodygi chwaściorów i krzalunów. Resztki zieleni przebiją się jeszcze. Straszny misz-masz zrobił się w przyrodzie. Ale najpiękniejszy jest modrzew. Pisałam już, że jest powykręcany i rozłożysty. Nie jest strzelistym drzewem. Bardziej afrykańskie przypomina
Widać ma przodka "nie teges" w swoich korzeniach. Albo ma fantazję.
Teraz jest pięknie wyjątkowy. Igły sterczące ku niebu mają rudawy kolor. Taki ceglasto, złoto, pomarańczowy.Brąz też się znajdzie. Igły sterczące ku ziemi są jeszcze zielone. W różnych zgniłych odcieniach ale zielone. Drzewo wygląda tak jakby się źle ufarbowało zapominając o odrostach. Resztki wiszących szyszek wyglądają jak zapomniane papiloty. Ale Pan Modrzew nie przejmuje się niczym i prezentuje światu dumnie są nową fryzurę.
Jabłonka, złamana przez wichury w tamtym roku też się nie poddaje. Wygięta ku ziemi, zahaczająca koroną o jej trawy zaczyna leczyć swoje rany. Wzięła się za klajstrowanie złamania. Zauważyłam ,że mniej łyka sterczy i rana jest ogarnięta. Nie będzie piękną dziewicą wiosną, stojąca dumnie z głową ku niebu. Ale starszą , dostojną, pochyloną ku glebie Panią. Jednak wciąż będzie pięknie odziana w białą suknię. Byleby mrozy przetrzymała.
A koty nie bacząc na otoczenie, czekają. Głód!