MonikaMroz pisze:najważniejsze że teraz kochają go całym serduchem
Bardzo go kochają. Mam nadzieję ,że wszyscy będą długo żyć i szczęśliwie.
Malutki wczoraj dostał ostatni antybiotyk. Mam nadzieję ,że już nic się nie przyplącze. Bierze teraz Metronidazol jeszcze. I Lakcid. Biega, bawi się, zaczepia koty, atakuje drapaki... Dziś zastałam go śpiącego rano na hamaczku. Tam leży mata grzewcza. Enterek ucieka z budki jeśli pod nią jest grzane. Więc kładę na bujaczku. By mu ciepło było ogólnie. W domu zimno jest a klatka stoi przy oknie balkonowym. Mam wielką tylko nadzieję ,że będzie coraz lepiej.
Tak wczoraj wspominaliśmy z Januszem ,jadąc do stolicy, nasze letniskowane w Koczku. Przypomniałam mu pole namiotowe, rybki, Maciusia. Ześmieliśmy sie na wspomnienie wyglądu naszej córki co była tak wyświechtolona ,że dzieci "ze wsi" za nią się oglądały. Upecana gliną po wyciąganiu robaków, wyświechtana błotem w którym się taplała. Umorsana jak nieboskie stworzenie ,że ryby nie brały na jej widok ,była najszczęśliwszym dzieckiem pod słońcem. Przypomniałam sobie jeszcze jedną wyprawę. Raz pojechałam tam sama. Dzięki uprzejmości koleżanki zamieszkałam w jej domku letniskowym
za prund i stróżowanie.. Stał domek na skraju wsi. Zadupie. Bez auta zadupie podwójne. Dobrze ,że nas pamiętali ,to zostawiali bułki i chleb w sklepie. Wóz z mlekiem zostawiał mi butelki na skraju drogi. Potem już gospodyni przez pastwisko mieszkająca nam mleko udajała od krowy Mućki. Ten sam wóżek wiózł mnie i Dankę do lekarza gdy chorowała. Bo autobusy tam chodziły tylko dwa dziennie i tylko w porze szkolnej. W lato zero możliwości. Ośrodek zdrowia był w najbliższym miasteczku Spychowem zwanym. 10 kilometrów od nas. Co tydzień był inny lekarz i o innej specjalności. Przyjeżdżał z Olsztyna lub innego miata. Jak my byłyśmy to był chirurg i dermatolog. Oraz inne nacje. Najbliższa apteka była jeszcze jeszcze dalej i jak stałam na przystanku rycząc jak się tam z dzieckiem dostanę to ktoś podjechał, zapytał o co chodzi i nas zawiózł do apteki i do domku. Po tej samotnej wyprawie miesięcznej postanowiłam ,że nigdy z chorującym dzieckiem nie wyjadę samotnie do dziury.
Miejscowi , wracając do lekarzy, najlepiej wspominali urzędowanie lekarza, Murzyna. Z ciekwości poór dopadł okolice i całe rodziny stawiały się w osrodku by leczyc swoje dolegliwości. Starsze panie, pamietające kamień łupany, robiły sobie znak krzyża na jego widok. Ale Murzyn zostawił po sobie dobre wspomnienie. Wyleczył nawet dotykiem i tak dobrego lekarza to okolica dawno nie widziała. Prawie jak biały był.
Ale ja nie o tym. Domków było kilka. Z jednej strony graniczyły z płotem pastwiskowym. Ubitym z sosenkowych pni. Ogradzał ci on szerokie pastwisko na którym urzędowała wspomniana Mućka. Zaraz po przyjeździe zostałam ostrzeżona ,że Mućka to wyjątkowo towarzyskie stworzenie. Ona kochała podglądać letników. Stała godzinami i wpatrywała się w nasze życie. Czasem rzuciła jakiś żart, uwagę a czasem rzuciła placka waniejącego na okolicę. Muciasta była w jakiejś tam części kozą. Bo nic na żerdziach nie mogło zawisnąć. Koniec marzenia o wietrzeniu pościeli, poduch czy innych dobroci. Wszystko co zawisło na palach było jej. I to zeżerała skutecznie. Sobie krzywdy nie czyniąc. Za to robiąc szkodę letnikom co to chcieli pod kołdrą wiatrem i słońcem pachnącą zasnąć.
Mucianka kochała koszenie trawy. Ten wyczyn letnika był doceniany przez nią wielce. Tylko wtedy widziałam ją tak tańczącą ,że aż jej suty obijały się o siebie. Cięły powietrze ze świstem. Wydawała przy tym ryki niemożebne. Skakała jak baletnica tuptając kopytkami. Biegała wzdłuż żerdzi w przód i tył bo...tak kosiarka chodziła. Taki taniec w parze (krowa+kosiara) oddzielonej patykiem. Ale Mucinka wiedziała co robi. Ona wiedziała i pilnowała takiego głupieloka by ...trawy nie wyrzucał na zmarnowanie. Każdy pojemnik był przez krowinę witany z radością i spożywany z apetytem. Jedno darcie trawnika dawało leniwcowi posiłek bez męczenia się. Więc Mucia czarowała, śpiewała i pilnowała roboty.
By nie było ,że krowy są głupie. Nie tylko odpalanie kosiarki wzbudzało jej podniecenie. Widok kosy także był doceniany. Ona wiedziała i już!