Wybaczcie, że mniej piszę ale mam troszkę kłopotów ze zdrowiem i muszę sobie wszystko poukładać. Podjąć też powinnam decyzje różne dotyczące przyszłych kroków związanych z moim kręgosłupem. W pracy też nie za ciekawie. Szykują się wielkie zmiany , które nieźle już mieszają na stanowisku. A może być jeszcze gorzej. No, będzie jeszcze gorzej. Obecne przygotowania nieźle mieszają psychicznie i fizycznie. Wracam padnięta na nos i tylko sen mi się marzy. A w progu wita mnie stado głodnych nosów i oczu i futer do głaskania. Jakieś gary też należy wstawić. Rodzina jedzie na zupkach i marzą się im jakieś kotleta i pieczenie. Ale nie ma to tamto.
Zupinkę się odgrzeje, wody się doleje by łyżkę można było wsadzić i jest czym brzunia napchać. Zupinka gęsta tradycyjnie ,nabiera mocy i odgrzewana (bez płynu dodatkowego) może pełnić rolę zapiekany
Jak sie chce konkretnego mięcha to trza samemu się natrudzić. O!
Koty jak koty. Z jednej strony klnę ,że są. Z drugiej cieszę się z tego. Bo bym nie ruszyła tyłka gdyby ich nie było. Zmuszają mnie do ogarnięcia się co rano. Sprzątania, wybierania żwiru , napełniania mich ... a przede wszystkim do myślenia. Co nie jest moją specjalnością, jak wiadomo.
Przez nie muszę wyjść na powietrze. Zrobić spacerek by katering roznieść. Przeleżałabym dzionek cały płacząc na ból i strzykanie. Denerwuje mnie to. Koty znaczy się. Nie kryję. Ale idę. Pogadam z Pania Teresą. Podniosę sobie ciśnienie jakimś głupielokiem . Oporządzę i gołębie. Pozerkam na przyrodę. Zgniłabym w piernatach bez tych kotów.
Pani Teresa. To inny temat. Już teraz oficjalnie czeka na mnie. Nie udaje ,że się znalazła przypadkiem na mej drodze. A mnie przestało to drażnić. Niejako rozumiem jej potrzebę pogaduszek. Coraz częściej opowiada mi o sobie i o rodzinie. O kotach w szczególności. Ile razy dostały ,co zjadły, jak się nachodziła. I o ptaszkach ostatnio pogaduje. Że kulki już zakupione zostały. Jak szybko zjadają. Ostatnio wieczorem szła kolejne odebrać by zawiesić. Bo rano sikoraki i wróblaki przylecą to będzie co jeść. Bo jakże tak, śniadania nie będzie.
Wzruszyłam się, głupio to przyznać, ale tak było. Zostawiam jej nadal jedzenie (czyli nery i takie tam) dla Rudej i Krówki. Choć ja nie muszę się o nie martwić. Jak nie mogę to ona robi za mnie roznoszenie. Reszcie kotów też podsypuje mokrym czy piersi kurzęce czy co tam ma. Jak ostatnio na jakieś imprezy rodzinne wyjeżdżała to dawała mi dokładne wskazówki jak mam zapodawać jedzenie. Kilka razy mnie upominała ku lepszemu zapamiętaniu. Widać nie dość rezolutnie wyglądałam. Martwiła się ,że kole 21 godziny ona jeszcze częstuje ich suchym i daje paszteciki. A ja już nie wyjdę o tej porze. Wyszłam. Obiecałam. By na spokojnie kobieta balowała. Ale koty nie wyszły. Za to ja stwierdziłam,że po nocy to ślimaczorów obrzydliwych pełno w miskach siedzi. Tych bez pokrywek. Tylko zmrok zapadł a te przygalopowały truchtem szybkim by obślinić wsio co stoi. Zatrzęsienie było.
Pani Teresa chadza też ze mną i do sklepów jak muszę. I do apteki. Raz ją zapytałam czy odprowadzi mnie. Widziałam ,że coś ją gnębi. Smutna jest. Nonszalancko machła ręką szuszając reklamówką z dobrociami kocimi. Po udanym zastanowieniu zasepleniała
a może się przejdę bo i tak nic nie mam do roboty . No to się przeszła. Teraz tylko pytam
idzie pani? . I idziemy spacerkiem. Czasem nie pytam i też idziemy. Dzielnie towarzyszy mi w kolejkach. Poznaję ją powolutku. Ma spore poczucie humoru. I nie łatwe życie. Ale nie obnosi się z tym. Jej mąż po wypadku jest mocno nie sprawny. Ale ona nie narzeka. Tylko relacjonuje spokojnie życie codzienne. Tylko z tych słów można wysnuć kłopoty. Ma też rys szaleństwa
Już podaję przykłąd. Idąc na wesele wybrała się do fryzjera. Obcięła sobie włosy na pazia z grzywka prostą, opadającą na oczy. I ufarbowała. Na wrzosowo
Prawie padłam z wrażenia. Ładnie jej było.
Co dzień odprowadza mnie pod klatkę. Chyba ,że koty ją zatrzymają. Lub jakiś znajomy. Albo syn zjedzie. Uczy mnie też jakie auta mam omijać. Znaczy się pilnować by koty nie siedziały pod nimi. Nie tylko wskazuje konkretne palcem ale wymienia z pamięci numery tablic. Mnie, abnegatce samochodowej
taka wiedza do głowy nie wejdzie za nic. Kto mnie zna ten wie, jak trudno mi do właściwego pojazdu trafić. Nawet swego.
Pani Teresa. Teraz się cieszę, że jest. Jakoś łatwiej z kotami idzie. Choć trwało zanim nawykłam. Zawsze sama byłam. Fakt, o 5 rano to nikt nie wychodził koty nakarmić. Widzę w niej siebie .Taka będę za chwilkę. Mam nadzieję ,że będę miała siły i odwagę by sobie włos na szalony kolor zrobić gdy ochota najdzie. Założę sobie butki do kotków ozdobione złotą nitką - bo wygodne. I nie będę samotna.