Pamiętam, że Niuniuś do Twojej mamy trafił. I o tym uczuleniu na wieprzowinkę także. Już na "wolności" wydawało się ,że on ma problemy ze skórą po nerach więc dostawał co innego. Nie był zadowolony. Miał chłopak szczeście.
Z tamtego miejsca miałam jeszcze fajnego Witusia-jednooczka. Witusiek trafił do przefajnego domku, który (okazało się) był spokrewniony z domkiem naszego Ignasia. Siostrzenica i ciocia. Obie na Wielkanocnym przyjęciu się zgadały.
Miałam i pulchnego Czesia. Czesio trafił do fajnych ludzi z małym dzieckiem. A do Czesia dokoptowała na De-esik koteczka tymczaska od Ciebie. Otwocka koteczka, którą wzięłaś na tymczas. Świat jest mały.
Leje, leje i leje. Strasznie leje. Janusz miał mnie zatargać do pracy aucikiem. Ale o koty poszłam sprawdzić. Czekały. Nawet w taką pogodę , gdzie nosy momentalnie mokną. Janusz wypełzł spod dachu aucika i nawet nade mną parasolkę trzymał. Żel mi nie zamókł. Ale tyłek tak. Jak się pochyliłam to go wystawiłam i parasolki nie stało by mi poślady ochronić. Ale to może i lepiej. Głowa widoczna znad biurka jest. Nie zadek. Jeno spódnica bardziej mi się wypcha bo mokrawa jest.
Niestety, z Vipuniem coś nie jest tak. Wczoraj wieczorem przywitał mnie radośnie. leki swoje zrobiły. Zjadł, pomiział się, podjął próby zabawy. Nie był już taki otępiały. Domagał się kilku kolacji, które dostał. Rankiem na śniadanie też się pojawił. Z dużymi wymaganiami. Potem towarzyszył mi w łazience podczas malowanek ócz. Co prawda bardziej kuwetą sie interesował i plątał pod nogami. Ale czas razem spędzaliśmy. Chodził od pojemnika do pojemnika nie mogąc podjąć decyzji, w którym zostawić przerobiony materiał. Trzepał łapami. latający żwirek kleił sie do mych nóg nakremowanych. I na terakotę. Pomyślałam, że deczusio brudnawo i nie chce się paprać. Oczyściłam. Obserwuję. Wszedł, wypiłą się i...puścił kropelkę. Wszedł do drugiej. Wypiął się, wystękał i...zrobił kropelkę. Poleciał do trzeciej. Do czwartej. Do kolejnej... Ja za nim. Zrobił to samo w każdej. Czyli nico. Wrócił do łazienki. Powtórzył całą procedurę zostawiając nikły ślad. Więc mamy kłopot. Zmartwiłam się bardzo. Wszystko wskazuje, że zatkał się. On na dworze był w te deszczydła, te zimnice, te wietrzyska. Więc czas na choroby nastał jak się facet rozluźnił. Dałam mu nospy. I będziemy znowu do weta dyrdać.
Jak nie urok to siuśki