Kinnia pisze:ok
2:0
A jak zakwalifikować takie wydarzenie.
Mieliśma my
pienkny telewizor. Małż się na niego uparł i za jakąś tam nagrodę i raty kupiliśma go. Musieliśma coś kupić ,bo dzieduszek co świecił i grał do tej pory zgasł śmiercią zalaniową. Podczas remontu został wystawiony na przedpokój i niczym nie został okryty. Więc Angel i Wojtek uznali ,że mają ciche pozwolenie. Na lanie. I lały. Późniejsze okrycie pieczołowite telewizorka i jego monstrualnej tuby nic nie dały. Umarł był bohatersko. Ale się wysłużył też bohatersko. Nie taką marną i śmierdzącą "śmiercią" winien był polec. Ale co zrobić. Życie
Zapadła decyzja o nóce sztuce. Pominę opis rozgorączkowanego janusza co czekał i czekał na zamówienie i zjazd sprzętu. Było wsio internetowo załatwiane. A on nie bystry w te klocki. Musiał zdać się na me "zdolności". Jakaż była małża radość. Jakie zadowolenie jak nowiusi ekrn zabłyszczał w pokoju. Wreszcie. Po starociu jego uroda byłą niezwykle efektowna. No cudo! Wojtka należało pilnować. Angela takoż. I różnie z tym było. Ale
NowkaSztuka trwał. Ciesząc oko TZ-ta i jego ucho. No, to ucho mniej bo on głuchawy i nie pozwalałam mu ryja głośnikowego podkręcać do woli. Swoich słabych myśli nie słyszałam.
Zepsuła się na amen lodówka. I kuchenka gazowa też postanowiła dołączyć do towarzystwa. Prawo serii. Cholera choler i nie jasna
Piecyk podpierany stołkiem by drzwiczki się domykały. O lodówce zmilczę. Pękła w środku ścianka. Takich rzeczy Pan Cukier nigdy nie widział. PC jest fachurem od reperacji. Takie słodki jak cukier i nie zdziera. Pojechaliśmy pooglądać choć co i jak i za ile. Stadnie do Warszawki. Do marketów
agd-eowych. Podczas eskapady wicher nas zastał. Deszcz nas zmoczył. Urwanie jakieś chmur było bo woda lała się z nieba. A wiatr urywał dachy. Pytam dziecie i męża "okna pozamykane? " Ochoczo kiwają głowami. Pytam dziecie i mężą drążąc temat " w każdym pokoju?". Ochoczo kiwają głowami ale zerkają na się pytająco. Mnie krew zalała bo ja już wiedziałam. Miałam przeczucie ,że stało się coś co przewidywałam znając ich nieuawgę.Jeszcze przed wyjazdem dzwoniłam by to zrobili mimo pięknej pogody. Czy muszę piać co zastaliśmy w domu po powrocie? Każdy obrót kół przybliżał nas do tragedii. W aucie panowałą cisza i wisiał lęk. Janusz i Danka omijali siebie i mnie wzrokiem. A w domu popędziliśmy od razu do pokoju. Rozwalone okno było zalane wodą. Firanki i zasłonki także. Woda sączyła się z parapetu na panele. A na tych ostatnich szkliła się spora kałuża. Ściany mokre. Kaloryfer mokry- rdza go potem uszlachetniła. Zaś telewizorek, ten kochany telewizorek, miał cały tył ociekający wilgocią. Szafka na której stał wyrobiłą się opuchnąć. Zlazł fornir potem. Zacinający deszcz i wielki wiatr wtłoczyły do mieszkania swoje macki i schlapały nie tylko okolicę ale i sprzęcior stojący w pobliżu okna. W oku TZ-ta zaszkliła się łza. Odbiecie kałuży podłogowej? A mnie szlag trafił i do dnia dzisiejszego nie pomijam okazji by to wydarzenie przypomnieć. Czy muszę pisać ,że siadł bystrzak ? Bo siadł!