Jak w tytule. Jednym z naszych podopiecznych zainteresował się Tomaszów Mazowiecki. Czy coś wyjdzie? Nie wiem. Obiecałam popytać więc pytam. Może coś? Ktoś?
Cały czas zachęcam do głosowania na Mistera Ocznego
U nas jako tako. Ranek chyba cieplejszy. A może cieplejszy się wydaje bom na swe kolumienki, nogami zwane, wdziała getry... koronkowe. Jak wszem wiadomo nic tak udzików i reszty nie grzeje jak porządna, gumowana koronka
Tak pisząc o sych kopytkach przypomniałam sobie ostatnie zdarzenie. Jakieś sprzed tygodnia. Tylko lekkawe wprowadzenie muszę zrobić.
Jakiś czas temu postanowiłam zawalczyć o figurę. Wstawałam 15-20 minut wcześniej.Dawałam domowcom jeść. A w czasie gdy one brzuchy swe opychały jam na sucho rowerkiem dyrdałam. Strasznie, strasznie tego nie lubię. Nudne to okrutnie. W oknach innych ludzi ciemno jeszcze. Więc nie mam w co zerkać i uwagę odwrócić. Ale dawałam radę. Jakoś. Moje wyczyny odciągały uwagę kocią od żarcie przez pewien czas. Wycieczki bywały upierdliwe. Pchanie nosów i tyłków groziły wypadkiem na sucho. Nawykły jednak i ranek wrócił do normy. Jam wydawała dziwne odgłosy skrzypiącego sprzętu. One mlaskały na cały dom. Cudna muzyka o poranku. Mąż i córka spali nawet nie wiedząc o mych kolarskich wyczynach. Nawet efekty zaczęło być widać na mnie. Cellulit się nie obcierał tak mocno w miejscu udami zwanym. Jak z gołymi kulaskami biegałam w upały. Odziana w spódnicę czy co tam trzeba było. Oczywiście. Wsio (uff) rowerkowe skończyło się jak Kinderek nastał. Te dodatkowe kilkadziesiąt minut poszło na oporządzanie mich, kuwety i klatki dzieciaka. Oraz na przytulanki i mizianki. Proporcje się nawet odwróćiły jakoś i coraz więcej czasu razem spędzaliśmy. By uspokoić sumienie lenistwem porażone, postanowiłam chodzić co dzień określoną ilość kilomatrów. Plan dobry bo i tak do kotów łaziłam. Tylko dodatkowe koło robiłam. A będąc na urlopie wzbudzałam sensacyję wielką w mijającym mnie autbusie, zasiedlonym przez kolegów z pracy. Bo kto mądry gania z plecakiem, transporterem i torbą z butelkami wzdłuż ulicy ruchliwej. Odpowiedź znacie. Tak mi wychodziło z planu rozmieszczania misek. Spacer spacerem jednak drogi ponad miarę nie miałam ochoty robić.
Po śmierci Kinderka do roweru na sucho nie wróciłam. Spacery zostały. Powiem szczerze, że moje oczy w lustrze nawet mniejszą oponkę wyzerkały. I kałdunek jakby mniej się trząsł i rozpychał. Apogeum radości nastąpiło gdym nie dopinalną kiecę sobie dopięłam. Bez zbytniego wydychania poiwetrza. No, warto było. Warto. Bez oporów odziałam więc wieczoru jednego, mocno ciepłego, spodenki kuse. Szłam do kotów michy napełnić. Idę więc sobie, na kończyny zerkam. I tak sobie z dumą myślę, że takie laskowate się zrobiły, mało galaretowate i do tego opalone. Jest ok. Dobrze jest a nawet lepiej. Lepiej niż na poczatku lata. Doszłam, zapodałam, czekam aż zeżrą by gary schować. Idzie znajoma ze sklepu. Się zwolniła i mało się widujemy. Ona głównie ner dla futer pilnowała- by nam zostało. Całuski, okrzyki powitalne, baczne obadanie każdej tej drugiej. Wymiana wieści i spojrzeń.
dobrze pani wygląda pani Aniu ( zawsze mnie na Anię przerabiała)
dziękuję
naprawdę dobrze
te nogi, ta twarz....
dziekuję
przytyło się pani ; te nogi, buzia...
ale dobrze wygląda paniumarłam
Nawet opalenizna zbledła.