Tak, mozliwe, ze znasz mnie z innego forum.
Wybacz, ale czytalam to forum wielokrotnie od lat i znam juz tez posty o tym jak kot nieprzystosowany bo za mlody wziety albo, zeby drugiego kota wziac g.
Ponadto jestem kociara od 30 lat, wiec powstrzymam moj wredny charakter, ale pewne przyslowie sie pcha na klawiature
Owszem jest glupia. Nie ma co sie zachwycac kazdym kotem, bo kot. Sa rozne. Jedne sliczne i glupie, inne brzydkie i madre. Tak jak kundelki sa przewaznie madrzejsze od rasowych i nie ma co wyciagac sztandary, bo tak jest i wsrod zwierzat.
Mam porownanie i niestety, ta kotka, na tle innych kotow jest tepawa kotowo. Nie oznacza to, ze nakladam jej czapke na glowe z napisem debilka, czy zaczynam zle traktowac. Zwierze to zwierze, jestem za nia odpowiedzialna, musze za nia myslec, moze inni nie maja prawa ja nazwac glupia jak jest, ale ja mam, bo moja
Nie, nie zostala za wczesnie wzieta, przepisowo, 3 miesiace, zgarnieta razem z matka i rodzenstwem do lecznicy z dzialek i lecznica oddawala chetnym, po odrobaczeniu i podleczeniu. Matka wysterylizowana po nich.
Poczatkowo mialam wziac inna z miotu, ale byla pomylka i ktos mi ja zagarnal sprzed nosa, zostala ta. Od poczatku byla oceniania jako wycofana, nie bala sie niby, ale nieruchomiala jak cos sie dzialo.
Ale nie ma ani moim zdaniem, ani zdaniem lekarzy tendencji do agresywnosci.
Daje sie brac na rece brzuchem do gory bez problemu.
Ale widze, ze zachowania ma dziwne i inne niz dane mi koty w zyciu czy wlasne, czy znajome, czy ogolne.
Ma problem z interakcja, z przychodzeniem, z rozumieniem. Potrafi sie wywrocic na prostej drodze, a jednoczesnie smigac na driftach. Mogl mi sie trafic taki koci debilek, no coz, ale mam nadzieje, ze sie zmieni.
To nie jest normalne, ze kot, ktory do mnie potrafi sie tulic na kolanach, wpychac pyszczkiem w twarz jak lezy, polozyc sie na mnie, nie ugniata, albo nagle mnie gryzie jakbym jej nie dawala zejsc, mimo ze jej nie trzymam.
Robi wrazenie, ze boi sie mojej reki, widzi w niej weza, a jednoczesnie chce nia sie bawic i glaskania. Jest dosc sprzeczna.
Potrafi lezec na kolanach, mruczec, rozplywac sie od drapania, a nagle widze, ze jej ogon lata jak dziki, a nadal sie rozplywa i nie jest sila tarmoszona, przytrzymywana, nic. I mimo ze wtedy zabieram rece, potrafi dla zasady, ze jest na cos wnerwiona i tak poszukac reki i capnac, nie z agresja i warkotem, ale jednak powaznie.
Byc moze sterylizacja ja zmieni, ale boje sie, ze moze ja zmienic i na gorsze, bo wlasnie w rui jest jakas taka spokojniejsza do czlowieka.
Traktowana jest jak zwierzatko, kot, ale oczywoscie jak i polczlowiek, jak to z kotami.
Mam doswiadczenie, wiem jak z kotem postepowac, probuje tak i owak, daje jej spokoj jak tego potrzebuje, bawie sie z nia, zeby wypalila energie, miziam, gadam, probuje uczyc co wolno, a czego nie na ile sie da kota, ktory przeciez dobrze rozumie ton glosu i pewne sprawy. Ale wlasnie widze jak ma odchyly rozne. I sa takie koty, kompletnie niereformowalne, sfiksowane, aspoleczne i przewaznie nic sie na to nie poradzi. Mozna polubic albo oddac jezeli sie nie potrafi tego.
Dlatego lza mi sie w oku kreci kiedy widze jak ona na minus do poprzedniej kotki, czy jej siostry w wygladzie sprzed 20 lat.
I rodzine tez rozumiem w ocenie, kiedy widza to samo po kotach, ktore tez mieli od malego i ktore wykazywaly zainteresowanie. A ta, mimo mieszkania z rodzina 2-3 miesiace, nadal nie daje im sie poglaskac nawet przelotnie, tylko mi. Z kolei mojego faceta zaakcpetowala od razu i daje sie glaskac.
A na moja przyjaciolke, kociare, ktora ma do kotow jeszcze bardziej liberalne podejscie niz ja nasyczala, nafukala i powiem, ze taka reakcje widzialam u niej pierwszy raz, bo to w ogole kot nie warczacy...
Ale mowie, mam nadzieje, ze sie zmieni na lepsze, ze jednak bedzie do ludzi w rodzinie.
I faktycznie jest to pierwszy kot, ktory ma fiola na punkcie lufcikow, niestety.
Wszystkie inne do tej pory nie zauwazaly jego istnienia.
Po kratkach wlazila i zrywala, w tej chwili sa tasmy antydzieciowe, dajace praktycznie minimalna szpare gdzie nic nie wcisnie, ale boje sie, ze je pozrywa.
Rada od znajomej, ze trzeba utyczyc
Z szelek oczywiscie sie wyplatala, wiec nie mam tez jak na razie jej stopniowo z asekuracja do balkonu przyzwyczajac.
Na razie jest dla niej niedostepny i czeka mnie osiatkowanie, chociaz przy niej watpie czy nie znajdzie jakiejs dziury, nie porwie...
Moj brat tez ma na nia focha, bo mowi, ze dwa miesiace z nim jest, do pokoju przybiega, lata jak torpeda, wspina mu sie na oparcie fotela, lazi po biurku, a jak probuje poglaskac, czy chodz, chodz, to pruuu, mne i wygina sie albo zwieksza dystans.
Takie cos bardzo zniecheca
Dajemy zwierzakowi wszystko, traktujemy go beztresowo i jak kumpla, a on nie ma serca nam sie odwdzieczyc poglaskaniem
Klatka byla kupiona na wypadek, gdyby musiala zostac na wiele godzin sama w domu.
Nie chcialabym wrocic i zobaczyc kota porazonego pradem.
A sama w lecznicy siedziala w klatce i sadze, ze nie znosilaby wtedy tego zle. bo klatka duza, z miejscem do schowania sie, kuweta. Pewnie by spala. Zreszta pierwsze dwa tygodnie przesiedziala sobie glownie pod lozkiem albo pod szafka w kuchni i wcale nie garnela sie do pokazywania, a ja jej dawalam spokoj.
Teraz jest juz duza i glownie spi jak jest sama, ale boje sie, ze na moim mieszkaniu w ruch pojdzie kuchnia, wiec zanim tam wrocimy, musze albo zainstalowac drzwi albo zlikwidowac polki zupelnie z rzeczami.
Firanki i zaslony niestety nie maja przy niej racji bytu, wiec zdjete. Ale mam nadzieje, ze regaly zostawi w spokoju z zawartoscia ksiazkowa, jedynie bedzie lazila gora.
Widzisz ona jest miziasta i nie jest. Jest fazowa.
Przyjdzie, uwali sie, albo wezme ja na rece i mozna wszystko z nia, po brzuchu, pod broda i w ogole. Chociaz jednoczesnie nie ma odruchu napierania sie na miziania pyskiem jak to koty robia, jest jakas taka bierna z tym. Ona nic nie nadtawia do miziania! Powaznie. Nie ma odchylania pyszczka, krecenia lepkiem. Moge ja srapac, ale nie ma interakcji, odruchow zadnych, jdynie mruczenie i to, ze chyba jej milo, ale bez typowych zachowan.
Nardzo zaluje, ze ona nie tryka. Uwielbialam to u poprzedniej kotki. Pokazac jej piesc i tryk. Probuje tej uczyc, ale puste spojrzenie ech.
Ale jak minie faza, to nie ma poglaskania po grzbieciku czy glowie. Albo wlasnie to gryzienie mnie, bez powodu i bez hinta, ze cos robie zle, jakby tej reki raz sie bala raz nie.
Na pewno nie komus z rodziny, mimo ze sama sie kreci wokol nich i zaczepia, a weterynarza ma w odwoloku i dalaby sie zawiezc do niego i trzymac pewnie i obcej osobie.
Dlatego mowie, ze jest dziwna jak na kota i z pewnymi rzeczami jednak glupawa.
Jedzenie w reku powiadasz? A figa, moge sobie ze smakolykiem kucac godzine, ona usiadze i bedzie tepo patrzyla bez wyrazu, bez zaciekawienia, tylko siedzi i patrzy.
Pudelko? A jakze, ma, efekt? Nie wlazi, bo to jakies ciemne czy co? I ludzie moge tam zagrozic?
Ale reklamowki i papierowe torby jak najbardziej.
O, a np teraz obok mnie znalazla relklamowkie z lekami. Oczywiscie wielkie wyzwanie, trzeba otoworzyc i wszystko porwac, wytrzac sie. Odwracam sie do niej, mowie, a co tu kotek robi, a gdzie sie schowal? Reakcja? Kot nieruchomieje i sie kladzie, jakby sie smiertelnie mnie bala. Prpbuje ja glaskac, dalej nieruchomo tylko zaczyna mroczec jakby antystresowo a nie z przyjemnosci. Odwroce sie dalej szalenstwo w torbie, probuje zabrac to zabawowoe bicie sie ze mne, ze nie, zostaw. Ale zwrcenie uwagi, zagadanie, to zdechl kot.
A Z kolei jak naprawde robi cos zlego i ja daje wyraz niezadowoleniu, przeganiam ja i imituje psikacz, to albo sie nie przejmuje, albo zejdzie, ale bez przerazenia i nie ma zadnego focha i stracha na mnie.
Tak wiec ma jekies te swoje schizy w lebku i nawet nie wiem skad, bo za mala byla by sie nabawic na wolnosci, a potem nie byla traumatycznie trakrowana, byla z rodzienstwem w lecznicy.
Wejsc do szafy tez ok, ale juz zeby byla choc przymknieta, to nie.
Mam wrazenie, ze ona wrecz boi sie ciemnych i zamknietych miejsc.
Na nowy rok, to z olewactwem lezala na parapecie i nawet okiem nie mrugnela na huki, podczas gdy poprzednie koty sie skarzyly.
Za to lezec na twardym stole albo na podlodze jak najbardziej, na miekim za to nie. Nawet sprawdzalam, czy ona nie ma nic z koscmi, ale vet twierdzi, ze nie. W dodatku nie udalo mi sie do tej pory w niej wyrobic odruchu, ze nalezy czlowiekowi schodzic spod nog. Proby deptania z wyczuciem stopa po brzuchu, zero zaniepokojenia i ucieczki, zlewka. Nadepniecie na ogon czy lape, nawet nie zauwazyla.
A faktycznie moze ktos na nia wlezc, bo rodzice starsi i nie widza jak cos lezy na ziemi. Mam nadzieje, ze jej flakow nie wypruja, bo wtedy na nauke juz bedzie za pozno.
Zaplatala mi sie raz w zabawke na krotkim sznurku bedaca czescia maty do drapania, tez chyba duza sztuka jak na kota sporego.
Jest gowniara, 7-8 miesiecy, ale mowie, tak niekotowego kota, to jeszcze nie mialam. Poprzednia, moja ukochana, byla w ogole wychowana przez suke, a byla wspaniala i madra naprawde jak kilkuletni czlowieczek.
Drugi kot nie wchodzi w zadna rachube.
Nie stac mnie, wiem jakie to wydatki juz jeden. Poza tym nie mam warunkow mieszkaniowych, no i do tej pory dokocenie nigdy nie bylo mi potrzebne. Kot traktowal mnie jak polkota, mial tylko mnie i sie dogadywalismy.
U rodzicow byly po dwa koty, ale tez dochodzily w roznych fazach rozwoju i nieprawda jest, ze bylo im ze soba swietnie. Wrecz przeciwnie, byly niezadowolone, ze musza dzielic terytoria i utrzymywaly dystans, lacznie z burczniem na siebie gdy mijaly sie na mniej niz 5 cm. To byly koty, ktore wyraznie chcialy i dom i ludzi miec tylko dla siebie i nie miec zadnego innego kota w poblizu. Ale przynajmniej sie nie tlukly i godzily na ten minimalny dystans i tolerancje.
A wszystkie wziete od malego, ale juz wysocjolizowane kotowo i bardzo ukladowe do ludzkich wspolplemiencow, chociaz nie jakies wielkie kolanowce i nareczynowce, ale lozkowce juz tak
Ale wracajac do tej kobiety. Wiem, ze to co robi kotu dobrze na sampoczucie mu nie robi, ale nie nazwe jej glupia, sadystka. Po prostu moze powinna miec psa, a nie kota albo w ogole nie miec zwierzaka, bo nie bedzie go traktowac jak czlonka rodziny i nie musi. Bledem jest traktowanie zwierzat zupelnie jakby nimi nie byly (czyli zbyt ludzko, z ignorowaniem behawioryzmu), a jedynie smutne jezeli tylko jak cos glupszego od nas, a nie mniejszego przyjaciela czy po prostu ufajace nam zywe stworzenie.
Pytanie czy ta kotka jednak jest przywiazana do ludzi tamtych, czy nie. Czy bedzie za nimi tesknic i ich kocha na swoj koci sposob, a jej zachowanie to kwestia likwidacji bodzca jakiegos, czy jednak jest tam jej rzeczywiscie psychicznie zle, wiezi nie ma i spokojnie zmieni dom na inny.