Zastanawiałam się czy napisać ten post,ale ja sama wielokrotnie śledząc historie kotów tu na forum,kibicowałam im i czekałam na wieści.
To będzie zakończenie wątku i historii Mańka.Pewnie nie obędzie się bez słów krytyki ze strony "życzliwych" osób,ponieważ łatwo jest udzielać rad i wytykać błędy nie znając dokładnie całej sytuacji,nie będąc na miejscu,tak anonimowo przez internet,ale trudno.
W ubiegły poniedziałek Maniuś wrócił z lecznicy do domu,opiekunowie dzwonili do nas,że kotek jest wesoły,wchodzi na kolana,domaga się głaskania,interesuje się jedzeniem.W piątek mieli jechać z nim na kontrolę,ja tamtego dnia też byłam w lecznicy,myślałam,że porozmawiam z panią osobiście,zobaczę Mańka.Niestety w piątek pani zadzwoniła,że kotek poprzedniego dnia znów trafił do lecznicy,nie chciał jeść,pić,dziwnie chodził,jakby go coś bolało.Nie pisałam o tym wcześniej,ale gdy Maniuś był pierwszym razem w lecznicy miał oprócz rozmaitych badań zrobiony też test na białaczkę,który wtedy pokazał nie jednoznaczny wynik,ale byliśmy wszyscy łącznie z wetami dobrej myśli.Niestety ,ale ponowny test wyszedł już pozytywny,oprócz tego wet podejrzewał chłoniaka (uszkodzenia nerek,zniszczona ich struktura miały go sugerować),pani nie chciała przedłużać jego cierpienia,bo co to za życie jak on więcej czasu spędzał w lecznicy niż w domu.Rozmawiałam i ja z lekarzem,potwierdził to wszystko co mówiła opiekunka Mańka,mówił,ze chore nerki ,ten chłoniak to wszystko jakoś było powiązane z tym,że Maniek był chory na białaczkę,mówił,że z jego trzustką też coś tam było nie do końca w porządku.Tak więc komplikacje związane z kastracją nie były jego największym zdrowotnym problemem.
Maniuś usnął sobie w sobotę.
tabo10 pisze:Pomaganie bezdomniakom to duża odpowiedzialność, nie jesteś dzieckiem! Powinnaś to wiedzieć, dla dobra kota. A nie wymiksowywać się z konstruktywnych działań
.
Ja nigdy nie zajmowałam ani nie zajmuję się pomocą bezdomnym kotom,jedyne jakie spotkałam na swojej drodze,to te,które są teraz moje,i niech tak zostanie.
Pewnie Maniek też zostałby u nas gdyby nie był wrogo nastawiony do moich kotów.Nie mam do tego nerwów ani finansów,nie znam się na kocich chorobach,najbliższą dobrą lecznicę mam w odległości 50km,to też jest utrudnienie zwłaszcza,że sama nie jeżdżę samochodem.Na to wszystko potrzeba też czasu.
Opiekunowie Mańka też bardzo przeżyli jego chorobę, odejście,jeszcze wczoraj pani dzwoniła do mnie co ma zrobić z rzeczami po nim,mówił,że Maniuś był inny, wyjątkowy,lekarzom też zapadł w pamięć.
Takiego chcę zapamiętać Marianka,jako pięknego,mądrego kocurka.