Nic nowego nie dzieje się, jeżeli chodzi o Pusię i chyba dobrze, prawda? Kotka nie ma dredów, a tym samym dobrze się czuje. Są takie dni, że ta starowinka czuje potrzebę wyszalenia się
Naprawdę. Biega jak kociak, po drodze traci przyczepność na śliskiej podłodze i przebiera tylnymi łapkami. Kocham takie chwile. Pusia jest przewidywalna. Dostaje na przykład jeść, po czym natychmiast idzie do fontanny popić sobie wody. O jedzenie potrafi poprosić, wciąż ma zwyczaj jeść mało, ale często. Chyba to zdrowe. Kuwetkę zalicza bezbłędnie, korzysta również z drapaka. Cieszy mnie bardzo to, że zaakceptowała obecność innych kotów, już się nie denerwuje, nie warczy. Kiedy tylko obok niej przechodzę to ją głaszczę i mówię do niej czule. To również zaakceptowała, nawet podnosi główkę, aby ją podrapać pod bródką. Czasem biorę nożyk do wycinania dredów albo szczotkę i mówiąc do niej tak jak przy głaskaniu przeciągam szczotką po grzbiecie. Kojarzy z ręką i nie reaguje. Niestety, kiedy tylko cokolwiek trzymam w ręce, a ona to widzi to jest atak. Nie chodzi więc o ból tylko jest to jakaś trauma. Bardzo pokochałam tę kotkę, mam nadzieję, że ona to czuje. Na pewno nie jest jej źle, szczególnie teraz, kiedy jest cieplutko i Pusia może wygrzewać się w słonku, co uwielbia. Ciekawi ją też świat za oknem, obserwuje wszystko z wysokości półki na balkonowym drapaku.