Mam nadzieję, że ludzie odezwą się i choć będę miała możliwość poznać co i jak. Mam nadzieję, że Chip znalazł swoje miejsce na ziemi. I nie jest to samotna i pełna bólu, strachu i głodu śmierć. Przysypany kolkami i zwiędłymi liśćmi nie stał się pożywką dla lasu. Boli, bo ratowaliśmy go. Trafił z beznadziei do nas. Ja wiem ,że wypadki bywają. Ale nie uznaję tych co są do przewidzenia. Niejako jest to proszenie się o nie.
Myślałam dziś bardzo o nim. Jak szłam karmić dzikuny. Szczególnie w lesie. Zimno. Zieleń jakby lukrem została przysypana. Przymrozek wziął we władanie świat. Skrzy się w blasku słońca jak diamenciki drobniusie rozsypane ręką szczodrą. Brak wiatru daje złudzenie cieplejszego klimatu. Ale i tak ręce okropnie mi zmarzły jak wybijałam lód z poidełek. Zamarzło do samego dna. Zrobiłam sobie spacer na zebranie myśli. Oddech. Uspokojenie.
Pod blokiem czekały już gołębie by i im napitku dolać. One wiedzą, że zmienię wodę, wybiję lód. Tylko odeszłam zaraz pierwsze pijaki się pojawiły.
Zieleń zamarła przy tym chłodzie. Jakby wstrzymała swoje rozbujanie się czekając na cieplejsze dni. Tylko młodziutki głóg zaszalał i wypuścił dwa kwiaty na świat. Cudne, ciemno malinowe, miniaturowe różyczki okryły się szronem. Oj, drzewko drzewko nie masz ty jeszcze rozumku swych starszych braci.
Na drogach cisza. Ledwo jakieś autko przeturkocze. Fajnie, nie ma cugu spalin. Wczoraj było inaczej. Sznur ciągnął i ciągnął a w każdym wystrojone w kapelutki panie i panowie. Rewia aut. Rewia mody.
Poszłam karmić wcześniej by ustrzec siebie i koty od durnych dysusji. Pokutnych spojrzeń i pretensji we wzroku. O komentarzach co niektórych nie wspomnę. Każdy czci święta jak umie i chce. Brak dreptania do kościoła nie oznacza, żem zły człowiek. Ale większość ma inne spojrzenie. Widoczne objawy atencji są mile widziane.
Wczoraj zadzwoniłam do Janusza czy podejdzie do lasu. Przejdziemy się w ciszy i spokoju. Taki panuje tylko rano. Potem tabuny ludzi wylegną i już las nie jest taki sam. TZ-t ruszył więc odziewając wpierwej swe
sztopki w adidaski. Sąsiedzka rodzina wracała akuratnie z rannej mszy. Nie było
dzień dobry. Nie było
wesołych świąt.Było rzucone lekceważąco i z dozą pretensji
w kościele was nie widziałem. Janusz rzucił z równą dozą lekceważenia
ja was też .
Ominę sobie swoją opinię o nich. O ich postępowaniu. O braku tolerancji dla żyjących "inaczej". Tylko gdzie tu magia świąt. Tych ludzi z wyższej półki co wartość człowieka oceniają bieganiem ich na msze. Smutne życie.