Nie ma co podziwiać. Chyba,że za głupotę. Chata zamordowana, sprzęty i takie tam bajery. A my wiecznie zmęczeni i posilający się kudłami
Nie mogłam spać. No żesz dziad z babą namieszali i sen złoty uciekł. I tak malusio sypiam ale dziś to już przesadziłam. Do tego kręgi też nie były senne i mocno mi dokuczały. Spisek normalnie nienormalny.
Wiecie, że i przyroda się uwzięła na mnie. O 2,30 w nocy japę darły ptaki za oknem. Te najpiękniej śpiewające cierpią na bezsenność. Może to jest sposób na nią. Okraczyć się na konarze i wydzierać
białego misa lub
oczy zielone Wstałam. Poszłam do łazienki sprawdzić wodospad co się nam wczoraj w nocy był uczynił. Gdzieś coś cieknie i nie można zlokalizować. Pół łazienki podtopione zostało. Pracowicie ścierałam kąty co by do sąsiada się nie przesączyło. Woda została zakręcona ale w spłuczce jest jakaś resztka i sobie się sączy. Podstawione wiaderka, miseczki... Dobrze ,że w kibelku kibluje Abnegat a on nie z tych ciekawskich. Inne zaraz by zabawę sobie zrobiły. Janusz ma dziś zadanie. Opanować zywioły
Więc sprawdzałam co i rusz w nocy czy nic nie pęka czy leje. O nieszczęście nie jest trudno. Koty za którymś tam wstaniem zrezygnowały z towarzyszenia mi. Tylko nasze drogi się rozchodziły. Nie po ich myśli. One szły do kuchni. Ja znikałam za kibelkowymi wierzejami. Abinek też już przestał głowę unosić. Jak już sroki się obudziły i załączyły swoje karabiny maszynowe to nie zdzierżyłam. Ku radości futer, dostały śniadanie. Ja włączyłam zupinkę. Cos pozytecznego trza zrobic było w ten ciemnawy jeszcze czas. Przygotowałam dzikunom michy. Wygłaskałam Fartusia i Abnegata. Dokończylam polewajkę. Fantazja garkotłuka powstała. Mrożona fasolka, rozciapana włoszczyzna, makaron i koperek. Oraz resztki korpusa kurzęcego znaczy się odarte mięsko. Te, którym wzgardziły koty. Ale coś tam pływa inszego niż zielone. Wróćę, zjem i padnę. Na nos na kark. Jeszcze tylko Fartka zatargam do weta wieczorem. Jeszcze Janusz nie wie o wyprawie. Co będzie się denerwował.
Niech skupi się na rodzimej Niagarze