Feliks jest młodym kocurkiem w wieku ok. 1,5 roku. Został wykastrowany, odpchlony i odrobaczony, ma założoną książeczkę zdrowia, wkrótce po antybiotykoterapii zostanie również szczepiony, co wiążę się z kosztami. Ma amputowany niemalże cały ogonek. Poza tym, jest obecnie w trakcie leczenia świeżbowca usznego. Tak, tyle nieszczęść go spotkało... Musi mieć jeszcze zrobione badania na FELV i nie muszę chyba pisać, jak wiele by znaczyła pomoc w postaci żwirku, karmy, jakichś niepotrzebnych kocich zabawek itp. Tak naprawdę chciałoby mu się nieba przychylić, bo wiem że na to w pełni zasługuje, niestety jednak nie mamy aż na tyle możliwości
Poznajcie historię Feliksa:
Kiedy byłem mały życie miało zupełnie inny smak... Mimo, że los od początku mnie nie rozpieszczał, miałem jednak mamę, rodzeństwo, czułem nasycenie i czym może być obecność kogoś obok mnie.
Potem wszystko diametralnie się zmieniło: mama odeszła, rodzeństwo przepadło bezpowrotnie i zostałem tylko ja, tułający się od jednego domu do drugiego, błagający o jedzenie i ciepłe schronienie. To wtedy przekonałem się co oznacza być "bezdomnym". Jednak głęboko w środku mnie tliła się wciąż nadzieja, która pozwalała mi wierzyć w to, że w końcu pojawi się ktoś, kto przygarnie mnie do swojego serca i zaprosi do swojego życia na zawsze. Bezustannie marzyłem o takim kimś- o człowieku, który mnie pokocha... Nie potrzebowałem wiele, pragnąłem tylko miłości.
Z czasem jednak nadzieja ta zaczęła przygasać, co dzień spotykałem się z obojętnością ludzką. Przeganiano mnie, samochody pędziły po ulicy niczym prawdziwe krwiożercze bestie pragnące mojej śmierci, psy czyhały tylko na okazję, by pokazać kto tu rządzi, a inne koty odpędzały w obawie o swoją pozycję.
Pewnego dnia, takiego zwyczajnego, jak każdy- spotkałem na swojej drodze dobrą kobietę, która codziennie przynosiła mi coś dobrego do jedzenia. Od tej pory głód tak bardzo nie dokuczał, mogłem schować się w pobliżu tego wielkiego budynku, w którym pracowała i składać jej wizyty. Cieszyła się na mój widok, ja też byłem jej wdzięczny.
Nastąpił jednak dzień, który wszystko zmienił- ten okrutny, o którym będę pamiętał do końca swych dni, ten w którym poznałem drugą stronę człowieka...
Usłyszałem ciche wołanie: "Kici, kici, kici, kici... "- Niczym zauroczony tymi słowami jak pradawnym zaklęciem, wyszedłem ze swojej kryjówki wierząc, że w końcu nadszedł mój wybawca, mój jedyny człowiek. Spragniony i głodny stanąłem nieopodal niego ufnie i z wiarą, że od tej pory czeka mnie coś dobrego. Przemawiał takim miłym głosem i nie był sam. Wydawało mi się, że chcą mi pomóc. Nawoływali mnie, aż w końcu przemogłem swój strach i podszedłem do nich myśląc o tym, jak to będzie wspaniale w końcu zaznać, czym może być bliskość człowieka, gdy nagle poczułem niewyobrażalny strach. Rozdzierał każdy kawałek mojego ciała na strzępy. Sparaliżował mnie i nie mogłem nic zrobić.
Ktoś złapał mnie mocno i nie było wyjścia, przeczuwałem że stanie się coś złego... Usłyszałem tylko ich śmiech, szyderczy, a potem przeszył mnie ogromny ból. Gdybym tylko potrafił mówić, może ktoś by mnie uratował, ale jestem tylko zwierzęciem... tylko kotem... potrafiłem jedynie krzyczeć i krzyczałem najgłośniej jak mogłem. To tak strasznie bolało... Ale nikt nie przyszedł, nikt mi nie pomógł.
Naokoło było pełno krwi, a ja zostałem sam ze swoim bólem i strachem z obawą o swoje życie. Jakimś cudem udało mi się wyrwać z tego morderczego uścisku i uciec przed siebie. Biegłem na oślep przerażony, a z mojego ogona sączyła się krew i pryskała na wszystkie strony, rana piekła nie do zniesienia. W myślach miałem tylko jedno: uciekać jak najdalej i nie ufać już nigdy człowiekowi. Kiedy mu zaufałem- skrzywdził, wydzierając cząstkę mnie.
Od tej pory stałem się ostrożny, lękliwy; każdy przejaw ludzkiej dobroci wydawał mi się podejrzany i zakłamany, nie wierzyłem już ich słowom ani czułym gestom. Wiedziałem, że jestem sam na tym świecie, że już nigdy nikt nie pokocha kota, który zosotał pozbawiony jednego z największych jego atutów- ogona i kociej godności.
Zostałem okaleczony na całe życie i gdzieś w środku złamany. Bo moją największą raną wcale nie był oderwany ogon, ale zadra, która pojawiła się w sercu.
Cierpienie i obawa o swoje życie nie miały końca, ból stawał się coraz większy, czułem że z tym kikutem, jaki sterczał mi z kawałka ogona dzieje się coś niedobrego. Bolało, piekło, ale znosiłem to jak mogłem, bo jeszcze żyłem, jeszcze miałem szansę żyć. Kolejny dzień przyszedł i znów przyniósł ze sobą lęk...
Poczułem zapach pysznego jedzenia, a od kilku dni nic nie jadłem.Bbrzuch domagał się o kęs mięsa, poszedłem zwabiony cudownym aromatem pożywienia. Wszedłem do czegoś, co przypominało budę i nagle TRZASK! Ktoś zakmnął z impetem klapę, nie mogłem wyjść, chociaż walczyłem o to z całych sił, nie wiedziałem co się dzieje.
Potem zjawili się ONI, zabrali mnie do jakiegoś dziwnego pomieszczenia przesiąkniętego zapachem innych zwierząt i czymś, czego nie mogłem zidentyfikować. Ktoś złapał mnie stanowczo i silnie za skórę na grzbiecie i wyciągnął. Tylu ludzi obok mnie. Niedobrze. Znów mnie skrzywdzą. Postanowiłem walczyć i robiłem wszysko, na co pozwalały mi siły. Tym razem tak łatwo się nie poddam. Drapałem i gryzłem, po chwili jednak poczułem jedno ukłócie, potem drugie i zrobiło mi się jakoś tak dziwnie ciepło, a oczy zamykały mi się same.
Byłem śpiący i zasnąłem. Śnił mi się mój dom, wymarzony, mój człowiek. Ktoś powtarzał mi, że "to dla mojego dobra", że "robią mi oprację i wykastrują i że będzie dobrze".
Potem się przebudziłem, nie czułem się zbyt dobrze, byłem głodny, zmarźnięty i przerażony, znów zapakowano mnie w transporter i tak na mojej drodze pojawiła się ONA. Wpadłem do pomieszczenia, gdzie było ciepło- tego ciepła jeszcze nie znałem. Miałem miskę pełną jedzenia- pożarłem je od razu, ktoś do mnie mówił miłym, spokojnym głosem, że "jestem kochany, żebym się nie bał, że jestem słodki i wyjątkowy"...
Taki właśnie jest Feliks, a to jego historia, w której nie zaznał wcześniej zbyt wiele miłości ani dobra od człowieka, dlatego trzeba to naprawić! Wspólnymi siłami można wiele, zatem prosimy o udostępnianie ogłoszeń o Feliksie i jego historii, może w końcu kogoś poruszy i sprawi, że mały znajdzie kochający domek
Nie jestem ani członkiem żadnej organizacji(ale kiedy mogłam to je wspierałam sama) ani nie mam z nikąd żadnej pomocy, żadne stowarzyszenie pro zwierzęce nie działa na terenie miasta, w jakim mieszkam. Do niedawna jeszcze działało, ale od kilku miesięcy niestety nie, więc wszelkie wyżywienie, opiekę weterynaryjną, żwirek i wszystko inne zapewniam z ledwością ja... Mam też całkiem pokaźne stadko swoich zwierzaków, a biedy które pojawiały się na mojej drodze zawsze utrzymywałam z własnej kieszeni w tym znajdowałam im domki na własną rękę. Tym razem jest ciężej, bo wiem, że kocurek potrzebuje czasu by na nowo zaufać człowiekowi i potrzebuje badań. Był w naprawdę tragicznym stanie przed operacją i tuż po. Teraz jest o wiele lepiej!To dowodzi tylko tego, jak wielkie znaczenie na jego zdrowie i stan ma bliskość, dobroć i miłość człowieka.
Kotek odbudowuje swoją wiarę w człowieka, bo została ona bardzo nadszarpnięta przez krzywdę jakiej doznał właśnie z rąk ludzkich. Na pewno minie trochę czasu zanim znów zaufa człowiekowi, obecnie nad tym pracuję Każdego dnia robi ogromne postępy. W pierwszych dniach, gdy do nas trafił nie wychodził zza szafki, na każde uchylenie drzwi wciskał się za nią i nie wychodził, kiedy nakładało mu się pachnące jedzonko do miseczki i wołało. Teraz Feliks, gdy mnie widzi zatrzymuje się w miejscu i podchodzi, głaszczę go tak długo jak mogę, drapię pod bródką, a on bardzo nie chce żebym wychodziła...
Kocurek przebywa obecnie w DT w Sławnie, który powstał z potrzeby serca, a nie z posiadanych możliwości. Tak naprawdę miałam tylko kocie rzeczy dzięki temu, że sama koty mam, ale mały musi być izolowany, co też nie jest łatwe. Były tylko trzy wyścia albo wypuścić go po operacji tam, gdzie był, czyli na dwór albo zawieźć go do schroniska, gdzie niemiałby żadnych szans albo wziąć na tymczas i szukać domku...
Feliks zostanie oddany do domu po ukończeniu leczenia. Do podpisania jest również umowa adopcyjna.
Możliwy jest transport w pobliskie miejscowości- do uzgodnienia.