Dzisiaj jechałam obładowana jak wielbłąd.Wstąpiłam do Doroty, zostawiłam jej karmę dla kotów, trochę mięsa, bo ona nie ma żadnego przyzwoitego sklepu w pobliżu.Do śmietnika też zajrzałam, zostawiłam jedzenie, ale żadnego kota nie widziałam.Pod hutą natomiast był komplet, czyli trzy kotki.Sowa ma ogromnego kleszcza na karku, zbliżyłam tylko rękę, a ona już odskoczyła.Uciekłaby, gdybym jej dotknęła i nic by już nie zjadła.Nie chciałam ryzykować.Żółtooka przybiegła, podjadła surowego mięsa, gotowanego kurczaka również, gotową mokrą zlekceważyła.Zmieniły się jej upodobania kulinarne.Po jedzeniu wcale już nie ucieka, ale tak sobie siedzi na murku i mi się przygląda.
Dawno już nie kosili trawy, jest bardzo zarośnięty teren koło bramy i biednej Jadzi ciężko się tamtędy przedzierać.No i kleszczy tam mnóstwo
Jadzia też
podjadła sobie jak cysorz Z Tino p.Izy jest nieciekawie
Rano zaniosłam go na kroplówkę, był bardzo odwodniony.Jutro rano znowu go niosę na zastrzyk i nawodnienie.Kot nie chce jeść, karmiony na siłę wymiotuje.Dzisiejsze wyniki super, nie ma się do czego przyczepić.Stres? Aż tak? Martwimy się z p.Izą.