Najpierw zacznę od przedstawienia Garfielda, cudownego kota u psotnego kota ( taki ma nick).Kocie dziewczynki były przestraszone i się schowały.
Garfield domagał się jedzonka, nałożyłam do misek, posprzątałam kuwety, wymiziałam, owszem.Burasia w końcu wyszła, ale nie chciałam jej niepokoić.Za kilka dni będziemy przyjaciółmi.
Pod hutą byłam z Dorotą.Pojawił się jej ulubiony pies Maks.Tym razem był głodny, dostał co nieco.
Jadzia była, jadła spokojnie, bo Maks nie jest agresywny w stosunku do kotów.
Sowa się nie pojawiła, ale podjechałam na teren szkoły i pan ochroniarz mówił, że kotki nie widział, ale ten czarny ( Jimi) był.Zawołał mnie za chwilę i pokazał Sowę na trawniku.Biedna boi się Jimiego, będzie problem.Dostała jeść na terenie szkoły, zjadła wszystko, Dorota sprawdziła, bo ja karmiłam już Jimiego. Zdjęcia na rękach kiepskie, bo kot jadł, a ja go tarmosiłam, a był przecież głodny.
Maluchy były dzisiaj same, Conchita gdzieś się włóczyła.One są przestraszone, ale chyba pozbawione agresji.Małą szylcię Lolę miałam na rękach.Jak ona jest milutka, jakie ma mięciutkie futerko.Dorota nie zdążyła z aparatem.Najbardziej płochliwe są dwa krówki, one chowają się.Kotki dostały jedzonko, bo miseczki były puste.Ktoś im dał ziemniaki z obiadu, ale tego nie jadły, wyrzuciłam.Po powrocie spod huty zajrzałyśmy jeszcze raz do kotów.Po chwili zjawiła się Conchita.Od razu zawołała dzieci, obsyczała nas, jest teraz bardzo nieufna.Podjadła trochę i poszła do lasku obok.Musi być klatka-łapka, wyjścia nie ma.