Hej,
kiedy już minęło pierwsze załamanie od diagnozy pora działać. No więc na początku tygodnia zauważyłam, że jeden z kotów wolnożyjących na osiedlu jest mocno osłabiony i prawie nie wychodzi z budki. Jako że był to kot dziki, nie dający się głaskać, udało mi się go złapać dopiero w środę. Byłam przygotowana, że kot zostanie uśpiony, ponieważ jego stan wydawał się naprawdę kiepski (choć apetyt stale mu dopisywał). Na miejscu okazało się, że kot ma 41 st. gorączki, powiększone węzły chłonne i problemy z biodrami/tylnymi łapami i jest przerażająco chudy.. Był też mocno odwodniony. Dostał kroplówkę i leki. Kolejnego dnia znów kroplówka, temperatura spadła. Dziś została podana krew do badania. Morfologia - anemia. Biochemia w porządku. Test na FIV negatywny, test na białaczkę... pozytywny
Przy tym wszystkim kocur jest niezwykle ufny, podatny na każde zabiegi jakie mu się wykonuje. Co więcej wyszedł z niego straszny pieszczoch i gaduła, któremu tak spodobało się głaskanie, że stał się kotem mocno w tej kwestii żądaniowym (co głośno wokalizuje). Na chwilę obecną jego stan jest dobry. Nie dostaje już kroplówki, ani żadnych leków przeciwgorączkowych. Apetyt dopisuje. Jest mocno wyluzowany, nie stresuje go przebywanie w klatce, bardzo lgnie do człowieka, w ogóle się nie boi.
Kota wypuścić na dwór już nie można. Na wolności objawy choroby pogłębią się i grozi mu śmierć w cierpieniu.
Nie wiem jaka jest szansa na znalezienie mu domu. Ale nie wyobrażam sobie też, by go uśpić lub skazać na resztę życia w klatce. Teraz w tym momencie, kiedy niemal nic u nie dolega, a jego stan z dnia na dzień się poprawia. Kiedy właśnie zaufał człowiekowi. Kiedy odkrył co to jest smyranie po brzuchu i drapanie za uszkiem. Kiedy poczuł się na tyle dobrze, że zaczął myć jajka i doprowadzać do ładu swoje mocno usyfione futerko. Kiedy zaczął myśleć, że oto uśmiechnęło się do niego szczęście... No po prostu to się musi dobrze skończyć!
Puszek wkrótce wydobrzeje i ma szansę normalnie funkcjonować, bo przecież białaczka to choroba, z którą koty wiodą całkiem klawe życie.
Proszę. Błagam o pomoc w znalezieniu mu domu. Takiego, który nie będzie się go bał pokochać - na rok, a może na kilka długich lat.
Sama jestem właścicielką trzynastu kotów. Nie mogę włączyć go do stada. Jestem jednak gotowa zaoferować dożywotnią pomoc (również finansową) komuś, kto zechce dać mu szansę.