Ranek zimniutki bardzo. Aż mnie ścisło z zimna tak mocno ,że spdenki zapasowały.
Nowy kot w krzakach czekał aż odejdę. Musiałąm udawać ,ze go nie widze bo płoszył się. Miski wyczyszczone do czysta choć kocików za dużo w lesie nie widziałam.
Co ranek klęczę. Nie, nie składam modłów Matce Ziemi . Klęczę zaglądając pod auta czy Pingwin Stary tam się nie zadekował. Jest głodny często ale nie wychodzi. Jak go nie zauważę to krzlunami, w cieniu bloków biegnie za mną. A czasem go nie zauważam
A czasem go nie ma. Kiedyś na tych kolanach zostanę bo nie podniosę się
Dla mnie to wyczyn iście cyrkowy.
W domu kociska są. A jakże. Rozpuszczone do granic możliwości. A klatkowe to już szczególnie. Już widać charaktery. Malwina to odważna dziewczynka. Mruczy pięknie i ucieka z klatki też pięknie. Malinka jest delikatna i nieśmiałą. Boi się rąk ale też utulona mruczy.Choć czasu więcej jej potrzeba niż Malwinie.
Maczek to ursusowy traktor z zatartym silnikiem. Jemu wystarczy widok ludzia by załączał maszynę. Jak on mruczy!Zaczepia mnie, wyciąga łapki i podgryza. Niestety. Najmniej oswojona jest Maciejka. Choc to chyba kwestia jej płochliwego charakteru. Na dworze też musiała wszędzie dopychać ostatnia bo była najmniejszej wagi i najgorszego futra. Już wyglądu porządnego kota nabiera. Za przykładem przebojowego brata mruczy za nim. Na widok ręki kuli się ale gmiziana rozluźnia. Bardzo się boi brania w ramiona. Jak jestem przy klatce to wisi na niej i zaczepia mnie.
Wszystkie eMki boja się strzepywanych kocyków. Czasem zapominam i robię to przy nich. Szlag. Maciejka do tego to wrażliwiec . Brata wczoraj skarciłam za namolne wgryzanie się. Podniosłąm głos. On mnie olał ona spanikowała.
Najlepiej socjalizuje się Jaworek. Oj, szykuje się z niego przylepa wielka. Kocha tulenie i rączki. Jarzębinka też powolutku otwiera się. Jest jednak bardziej "ostrożna" . Jednak drapanie po kuperku uwielbia. Brat zresztą też. I ona za przykładem Jaworka mruczeć się nauczyła.Wiszący kubraczek okazał się strzałem w dziesiątkę. Jaworek przepada w nim spać. A mała okupuje żółty plastik.
Ranek wita mnie zbiorczym śpiewem maluszków.I awantur. O michę, uwagę, głaskanie... Małpi gaj
W pełnym tego słowa znaczeniu. Pełno żwiru, wody, odpadków z żarcia ...Oraz rozbawienych małpiarzy.
Ranek jest za krótki .Prócz wędrówek do kotów staram się poświęcać dzieciom jak najwięcej czasu. Zamieniam zabawki by miały inne bodźce. Gadam, opowiadam, wstawiam pudła i co i raz inne kulki. Robię je ... ze skarpetek jednorazowych
Zwinięte w kulki ścisłe mocno są najlepsze do rzucania i chwytania.
Klatki są za małe dla iskierek. Ale wyjścia nie ma .Choć serce sie ściska jak patrzę na nie. I myślę o tej przestrzeni i zieleni w jakiej żyły. Wypieram psy, ludzi, głód czy inne niebezpieczeństwa im grożące z umysłu. W klatkach wydają się takie duże. Wzięte na ręce to kruszynki jeszcze.
Wieczór za szybko zapada. Mam ślamazarne ruchy i na czasie to się odbija.
A reszcie kotów też trzeba uwagi. Dnia za mało. Gdyby nie ta praca
Na dniach mają
przyjść zamówione szczepienia to i porobimy kujki .
W opuszczonym domu całkiem się ktoś zadomowił i zablokował kotom
sypialnię i dostęp do mich. Ciekawe ,kiedy konfrontacja nastąpi. Bo pewnie taka się trafi. Malunia bieda jest co dzień. Umosciła się w opuszczonej komórce. Tam wstawiłam miseczki ,wodę i posłanko. Hitlerka nie widziałam już wiele dni. Chudego rudego w ogóle. Na miejsce karmienia "moich dzieci" nie chodzę już. Czasem jak wracam z pracy to z puszka zajrzę. Rankiem jednak mam za mało czasu. A wieczory zajęte . Są tam dwie karmicielki . Koty głodne nie chodzą. A one niech ogarniają wsio. Poza tym ostatnia akcja z kastracją mocno mnie zniechęciła. Muszę ochłonąć i tyle.