Dzięki, bardzo bym chciała, żeby tak właśnie się skończyło. Ale na razie ni widu, ni słychu, kotka zapadła się pod ziemię (dosłownie?).
Pan słyszał ją ostatnio dokładnie tydzień temu – mówi, że to brzmiało jak wołanie o pomoc
Wczoraj jeszcze raz obeszliśmy piwnicę, budynek naokoło, zajrzeliśmy do kanału c.o. i do szybu wentylacyjnego.
Ani śladu kota czy jakiegokolwiek żywego stworzenia. Pan z recepcji obiecał sprawdzać, czy sucha karma znika.
I chyba nic więcej już nie można zrobić, tylko czekać. Może gdzieś się pojawi, może wróci. Może.
A jeśli chodzi o panów pozwalających na rozmnażanie kotów dla własnej egoistycznej przyjemności
("bo te kocięta są takie ładne", "bo tak pięknie się bawią", "bo lubię patrzeć, jak biegają sobie po podwórku"...),
to pisałam kiedyś o jeszcze jednym, który u siebie w Toruniu dokarmia koty, ale sterylizować nie chce z powodów jak wyżej. Głuchy na wszelkie argumenty.
Dwa lata temu bezmyślnie wytruł prawie całe stadko młodziaków, bo wyłożył trutkę na myszy. W ub. roku kotka miała dwa mioty.
Wydawało się, że coś się zmieni, bo ten koci przyrost troszkę go przeraził, miał sterylizować...
Więc kiedy kilka dni temu zapytałam o koty i usłyszałam, że sytuacja opanowana, bardzo się ucieszyłam.
Ale pan zaraz dodał, że wszystkim kociakom znalazł domy, jupi!
A kocicy nie wysterylizował, oczywiście wydanych kotków też nie.
Pan chce znowu patrzeć na biegające kocięta. I dobrze je karmi. I znowu przecież znajdzie im domy...
Nie wytrzymałam
Nie używam wulgaryzmów (tzn. bardzo rzadko), ale tym razem ogarnęła mnie jakaś zimna pasja i zmieszałam pana z błotem,
wgniotłam w glebę i przytupałam. Aż sama siebie się przestraszyłam.
I wygarnęłam – m.in. że kociarze tacy jak ja uganiają się po terenie i łapią koty na sterylki, często za własną kasę,
że fundacje robią wszystko by wysterylizować jak najwięcej kotów, działając nawet na skraju bankructwa,
że urzędy miejskie i gminne włączają się w akcję –
a on sobie radośnie koteczki rozmnaża, bo LUBI? I w d*pie ma, co dalej z tymi kociakami się dzieje, przecież będą nowe?
Co trzecie słowo rzucałam mięchem.
Pan jest z tych kulturalnych, więc zbladł
Był naprawdę wstrząśnięty. Mówił, że nie wiedział, że tak źle czyni.
Poszłam sobie, a na drugi dzień zaniosłam mu kilka artykułów i bardzo grzecznie poprosiłam, żeby przeczytał.
Obiecał, że to zrobi, podziękował. Ja panu obiecałam, że będę się interesować.
Kto wie, może to jest metoda na niektórych?