Tygrysek z lasu szuka ciepłego domku!

Witam serdecznie!
Jeszcze raz witam wszystkich "kociarzy" ponieważ jestem tu nowy i jest to mój pierwszy post. Postanowiliśmy z żoną, że zalogujemy się tu bo być może na tym forum znajdziemy pomoc dla małego kocurka z pobliskiego z lasku. A więc do rzeczy. Niecałe 3 tygodnie temu podczas spaceru drogą rekreacyjną biegnącą od Galerii Szperk w Gdyni-Pogórzu do Kosakowa mijając mały lasek usłyszeliśmy przeraźliwe miauczenie. Po chwilowych poszukiwaniach w trawie znaleźliśmy małego pręgowanego kocurka z białymi skarpetkami. Kotek na oko 1,5 - miesięczny był bardzo wychudzony i przestraszony a z drugiej strony widać, że szukał pomocy. Był nieufny ale wiedzieliśmy, że z czasem powinno się udać zdobyć jego zaufanie. "Płakał" tak przeraźliwie, że żona wróciła się do domu po pokarm dla niego. I tak zaczęła przyjaźń z tym maluchem. Córeczka nadała mu nawet tymczasowe imię - MiauMiau, ponieważ zawsze wita nas głośno miaucząc. Obecnie daje się nam nawet pogłaskać i bardzo to lubi- widać, że jest to typowy pieszczoch "strzelający baranki". Aczkolwiek zawsze jest ostrożny i w każdej sekundzie gotów jest odskoczyć. Cała nasza rodzinka uwielbia koty ale żona i córeczka mają niestety alergię. Gdyby nie to malec byłby już u nas. Nie możemy mieć kota ale kilka już uratowaliśmy znajdując im domy. Próbowaliśmy też rozmawiać z Gdyńskim Ciapkowem ale go nie przyjmą. Moi rodzice mają już takiego znajdę uratowanego przez nas dwa lata temu w pewną grudniową noc. Niestety ich Lolek- zabiedzony pręgowaniec, który karmiony smakołykami przez moją mamę wyrósł na potężnego kocura nie trawi totalnie obecności innych kotów. Wizyta innego kota to walka i demolka mieszkania. Obecnie jest już bardzo zimno i nie mogąc spać spokojnie przedwczoraj zrobiliśmy mu solidną ciepłą budkę, którą dziś zanieśliśmy. Niestety nie wiemy jak go zachęcić do wejścia do środka. Dziś poszliśmy nawet sporo po zmroku zobaczyć czy może pomieszkuje ale biedak wyszedł do nas z innej części lasku przeraźliwie miaucząc. Biedny odprowadził nas z 250 m aż do samego samochodu. No serce się kraja jak na niego patrzymy. W tym terenie nie jest dla niego bezpiecznie bo akurat okolice tego mini lasku to teren spacerów ludzi z psami z okolicznych domków jednorodzinnych. Kilka razy było już naprawdę nieprzyjemnie i widać, że niektórym sprawia to radość jak ich pies pogoni kota. Droga rekreacyjna pełna jest natomiast rowerzystów i rolkarzy. Mały już niejednokrotnie przebiegał centymetry przed rozpędzonymi rowerami. Być może post jest przydługi ale chcieliśmy to wszystko opisać. Jutro wkleję jego fotki. Mogę wysłać je również na życzenie e-mailem. Ktoś powie, że takich kotów jest setki, tysiące ale ludzi dobrej woli być może też jest tyle. Parafrazując tow. Gierka zapytam: towarzysze pomożecie ?
Jeszcze raz witam wszystkich "kociarzy" ponieważ jestem tu nowy i jest to mój pierwszy post. Postanowiliśmy z żoną, że zalogujemy się tu bo być może na tym forum znajdziemy pomoc dla małego kocurka z pobliskiego z lasku. A więc do rzeczy. Niecałe 3 tygodnie temu podczas spaceru drogą rekreacyjną biegnącą od Galerii Szperk w Gdyni-Pogórzu do Kosakowa mijając mały lasek usłyszeliśmy przeraźliwe miauczenie. Po chwilowych poszukiwaniach w trawie znaleźliśmy małego pręgowanego kocurka z białymi skarpetkami. Kotek na oko 1,5 - miesięczny był bardzo wychudzony i przestraszony a z drugiej strony widać, że szukał pomocy. Był nieufny ale wiedzieliśmy, że z czasem powinno się udać zdobyć jego zaufanie. "Płakał" tak przeraźliwie, że żona wróciła się do domu po pokarm dla niego. I tak zaczęła przyjaźń z tym maluchem. Córeczka nadała mu nawet tymczasowe imię - MiauMiau, ponieważ zawsze wita nas głośno miaucząc. Obecnie daje się nam nawet pogłaskać i bardzo to lubi- widać, że jest to typowy pieszczoch "strzelający baranki". Aczkolwiek zawsze jest ostrożny i w każdej sekundzie gotów jest odskoczyć. Cała nasza rodzinka uwielbia koty ale żona i córeczka mają niestety alergię. Gdyby nie to malec byłby już u nas. Nie możemy mieć kota ale kilka już uratowaliśmy znajdując im domy. Próbowaliśmy też rozmawiać z Gdyńskim Ciapkowem ale go nie przyjmą. Moi rodzice mają już takiego znajdę uratowanego przez nas dwa lata temu w pewną grudniową noc. Niestety ich Lolek- zabiedzony pręgowaniec, który karmiony smakołykami przez moją mamę wyrósł na potężnego kocura nie trawi totalnie obecności innych kotów. Wizyta innego kota to walka i demolka mieszkania. Obecnie jest już bardzo zimno i nie mogąc spać spokojnie przedwczoraj zrobiliśmy mu solidną ciepłą budkę, którą dziś zanieśliśmy. Niestety nie wiemy jak go zachęcić do wejścia do środka. Dziś poszliśmy nawet sporo po zmroku zobaczyć czy może pomieszkuje ale biedak wyszedł do nas z innej części lasku przeraźliwie miaucząc. Biedny odprowadził nas z 250 m aż do samego samochodu. No serce się kraja jak na niego patrzymy. W tym terenie nie jest dla niego bezpiecznie bo akurat okolice tego mini lasku to teren spacerów ludzi z psami z okolicznych domków jednorodzinnych. Kilka razy było już naprawdę nieprzyjemnie i widać, że niektórym sprawia to radość jak ich pies pogoni kota. Droga rekreacyjna pełna jest natomiast rowerzystów i rolkarzy. Mały już niejednokrotnie przebiegał centymetry przed rozpędzonymi rowerami. Być może post jest przydługi ale chcieliśmy to wszystko opisać. Jutro wkleję jego fotki. Mogę wysłać je również na życzenie e-mailem. Ktoś powie, że takich kotów jest setki, tysiące ale ludzi dobrej woli być może też jest tyle. Parafrazując tow. Gierka zapytam: towarzysze pomożecie ?