Kociak z Rodos...

Ciężka sprawa... kotów w potrzebie od groma - wiem.
Ale człowiek wraca z wakacji, które miały być wakacjami, a wraca z ciężarem cięższym niż można sobie wyobrazić...
22.09 wróciłam z Rodos (wyspy Greckiej), pobyt trwał około 6 pełnych dni. W pierwszy dzień zauważyłam ilość kotów jakie otaczały nasz hotel - oczywiście smutne... bardzo smutne... zwłaszcza patrząc jak grecy chętnie robią sobie pocztówki z szczęśliwymi kotami wygrzewającymi się na słoneczku... a prawda jest inna - wyspa cierpiących kotów.
Moją uwagę zwrócił maluszek, pierwszego dnia jeszcze biegał, i próbował się bawić - oczy pełne ropy, nos zakatarzony, świerzb w uszach i miliony kleszczy i pcheł... kociak około 4-5 tygodni, zero reakcji obronnych na widok człowieka w przeciwieństwie do rodzeństwa. W kolejne dni było coraz gorzej, kociak tylko spał, donosiłam mu jedzenie...
W 2 dni przed wyjazdem kociak raz się podniósł, przeszedł około 3m w kierunku basenu żeby się napić, doszedł ale złapał go stary dziad i zbił i to konkretnie, a później rzucił o ziemie, niestety nie udało mi się zareagować... pobiegłam szybko po miskę z wodą ale jak wróciłam kociak już został ponownie rzucony z dużą siłą do jakiegoś pomieszczenia, nie wyszedł choć mógł... bałam się, że kot nie przeżył... Ale następnego dnia był i znów spał... na środku placyku.
Sporo osób zatrzymywało się, żeby go pogłaskać ale nikt nie zainteresował się co mu jest...
Kociak nie ucieka, cały czas siedzi w miejscu - dzieciaki się nim bawią - dosłownie... jest 100% przyzwolenie rodziców, bo mają spokój.
Reszta rodzeństwa ucieka więc obiektem znęcania się jest tylko on. Strasznie się o maleństwo martwię i chciałabym jakoś mu pomóc...
Myślę nawet o ściągnięci go do PL lub o kimś kto jest na Rodos i mógłby pomóc.
Szukam osoby-osób, która/e mi doradzą pomogą, bo sama nie wiem jak się za to zabrać, czy na Rodos są jakieś organizacje pro zwierzęce?
Nie chce zabierać wszystkich kotów tylko tego, który moim zdaniem nie przeżyje- nie ma żadnych szans.

aktualnie próbuje zgrać więcej zdjęć, a mam problemy...
Ale człowiek wraca z wakacji, które miały być wakacjami, a wraca z ciężarem cięższym niż można sobie wyobrazić...
22.09 wróciłam z Rodos (wyspy Greckiej), pobyt trwał około 6 pełnych dni. W pierwszy dzień zauważyłam ilość kotów jakie otaczały nasz hotel - oczywiście smutne... bardzo smutne... zwłaszcza patrząc jak grecy chętnie robią sobie pocztówki z szczęśliwymi kotami wygrzewającymi się na słoneczku... a prawda jest inna - wyspa cierpiących kotów.
Moją uwagę zwrócił maluszek, pierwszego dnia jeszcze biegał, i próbował się bawić - oczy pełne ropy, nos zakatarzony, świerzb w uszach i miliony kleszczy i pcheł... kociak około 4-5 tygodni, zero reakcji obronnych na widok człowieka w przeciwieństwie do rodzeństwa. W kolejne dni było coraz gorzej, kociak tylko spał, donosiłam mu jedzenie...
W 2 dni przed wyjazdem kociak raz się podniósł, przeszedł około 3m w kierunku basenu żeby się napić, doszedł ale złapał go stary dziad i zbił i to konkretnie, a później rzucił o ziemie, niestety nie udało mi się zareagować... pobiegłam szybko po miskę z wodą ale jak wróciłam kociak już został ponownie rzucony z dużą siłą do jakiegoś pomieszczenia, nie wyszedł choć mógł... bałam się, że kot nie przeżył... Ale następnego dnia był i znów spał... na środku placyku.
Sporo osób zatrzymywało się, żeby go pogłaskać ale nikt nie zainteresował się co mu jest...
Kociak nie ucieka, cały czas siedzi w miejscu - dzieciaki się nim bawią - dosłownie... jest 100% przyzwolenie rodziców, bo mają spokój.
Reszta rodzeństwa ucieka więc obiektem znęcania się jest tylko on. Strasznie się o maleństwo martwię i chciałabym jakoś mu pomóc...
Myślę nawet o ściągnięci go do PL lub o kimś kto jest na Rodos i mógłby pomóc.
Szukam osoby-osób, która/e mi doradzą pomogą, bo sama nie wiem jak się za to zabrać, czy na Rodos są jakieś organizacje pro zwierzęce?
Nie chce zabierać wszystkich kotów tylko tego, który moim zdaniem nie przeżyje- nie ma żadnych szans.

aktualnie próbuje zgrać więcej zdjęć, a mam problemy...