Pozwolę sobie nieco dopisać.
Wieczorową porą, zwyczajowo pracując na "zadupiu", dostałam rozpaczliwy telefon, do mojej przyjaciółki wprowadził się kot. Prawie dosłownie, małe wrzeszczące coś w odruchu rozpaczliwej ucieczki wparowało jej do mieszkania wprost z klatki schodowej.
Kot jest maciupeńki, przesłodki, małe mruczadełko.
Zaliczył wizytę u weterynarza, odrobaczony, obejrzany,ma założoną książeczkę, oceniony został na około pięć tygodni, raczej chłopczyk. Zdrowiutki, uszy czyste, pcheł brak, najprawdopodobniej "ludzki pan" podrzucił.
Dzięki pomocnym znajomym, kot ma do dyspozycji wielką klatkę, jedzonko i ogólnie jest wstępnie ogarnięty.
Problem polega na tym, że moja przyjaciółka jest alergiczką, w stopniu bardzo poważnym. Tymczasowanie kota może się dla niej skończyć szpitalem.
Bardzo pilnie poszukiwane jest dla małego jakieś miejsce, utrzymanie i koszty weterynaryjne bierzemy na siebie.
Kociak jest w Poznaniu, ale dowieziemy też dalej, gdyby się jakaś dobra dusza objawiła.
Mimo najszczerszych chęci nie jestem w stanie już upchać czwartego na wyjeździe.
Kociak :




