Przepraszam, że tak długo nie pisałam - dopadły mnie obowiązki pracowe.
Dziękuję za wiarę i obecność:) - to pomaga, choć do opiekuna idealnego duuużo mi brakuje. Niemniej jednak cały czas się rozwijam - mam nadzieję.
Z dobrych wieści:
Aronia czuje się dobrze. Ma duży apetyt. Jest czułą gadułą, niezwykle kontaktową rozkoszną drobiną.
Moja rodzicielka niemal oszalała na jej punkcie. Zresztą ja, co oczywiste, również:)
Jutro ustalamy z wetką co dalej.
Wczoraj dojechał Feliway, więc już od ponad 24 godzin wszyscy zgodnie wdychają ten magiczny środek.
Jeśli chodzi o kocie relacje sytuacji daleko do ideału, co w gruncie rzeczy nie jest niczym specjalnie zaskakującym, jak mnie zapewniają mądre głowy, ale stres jakikolwiek w przypadku kocinki niewskazany. Dwie noce z rzędu Marcel spędził ze mną, w zamkniętym pokoju, żeby zapewnić Aronii spokój. Dostawiła jej również prowizoryczną kuwetę w pokoju, bo właśnie kilka dni temu przy wychodzeniu z kuwety właściwej wyskoczył na nią mój misiowaty zbój.
Wczoraj zaryzykowałam i zostawiłam ich razem na noc. Aronia spała na fotelu, Marcel niedaleko na kocyku. Szczęśliwie obyło się bez incydentów, więc chyba jesteśmy na dobrej drodze.
Ciąg dalszy relacji jutro.
Niezmiennie prosimy o trzymanie kciuków!
Tutaj Aronia wieczornie ogląda świat z wysokości łóżka - zdjęcie z niedzieli. Śmiałości wtedy było więcej, teraz powoli wracamy do tamtego stanu.
Z pozdrowieniami dla wszystkich cioć i trzymaczy kciuków:)