Bagienka pisze:A ja od dzisiaj będę zaglądać...
Tami - niewiarygodne, że to ta sama kicia, jejku.
Witaj Bagienko.
Bardzo sie cieszę, że do nas zajrzałaś.
Bagienko, to był jeszcze
dobry stan.
Potem przyszła totalna załamka organizmu, dziewczyny nam odleciały. Tasza siostra Tamuni nie dała rady. Odeszła [*] Tami jakoś się pozbierała i jak wreszcie oczy otworzyła postanowiwszy żyć, to tylko białe
wapno widać było. Owrzodzenie rogówki i zwapnienie totalne. Nawet wet okulista nie dawał większych szans na takie efekty szykując nas na operację. I na to,że mała będzie widzieć tylko szczątkowo. Jednak dr Warzecha cudu dokonała dobierając leki. Nigdy nie należy się poddawać. Nigdy.
Mamy się szczepić .Mamy taki plan. Maluszki, Żwirek . Akcja -pacyfikacja. Już teraz starch się bać.
A dziś Tosia na śniadaniu nosem pokręciła deczko. Nic to. Może chrupek się nawtryniała. Jednak wychodząc do pracy ku zarobkowi na te szczepionki i chrupki, zobaczyłam, że oczęta Tosine łzawią. Sierść ładna, gardzioło jakby deczko różowe więcej (ale ja widzę co
chcem ). Szlag, bo mając bujną wyobraźnie już włączyłam ją na pełne obroty.
TZ w domu będzie to obserwacja też będzie. Poczekamy, zobaczymy. Oby nic nie wynikło. Bo jak zachoruje to dno. Trzęsę się nad malcami i Tami bo wymknęły się spod łopaty. Weci nakazali odroczenie szczepień z powodu na ich stan, dość lichy. Kciuki za Tosię poproszę.
Dzisiaj rudy piwniczniak dreptał niecierpliwie pod okienkiem piwnicznym.
Na widoku, na chodniku, tuż przy przejściu dla pieszych. Porąbało go z głodu czy co?
Musiałam syknąć teatralnie by zwrócić na siebie uwagę coby nie padł ze starchu lub nie poleciał przez ulicę. A teatralnie dlatego, że jakiś palacz na balkonie palił peta. Włożyłam na okienko bystrym, wyćwiczonym ruchem żarcie i pospiesznie podreptałam przed siebie. Ma sie tą wprawę serwera dań kocich
.
Ale gamoń nie zauważył ,że żarełko zapodano ,poleciał więc za mną drąc się na całe gardło.
Idziesz? gdzie idziesz? czekam, marznę, a ty idziesz, jeść, jeść, daj jeść... Ludziska oglądają się na takie przedstawienie. Ja sykam i tupam tłumacząc, że już wsio jest i dobre jest wyjątkowo.
O tam, w okienku tłumaczę machając łapkami... Jak jakiś pajac musiałam wyglądać.
Nic to nie dało. Każdemu mojemu krokowi towarzyszyło
jeśc, daj jeść, daj jeść.... Wróciłam pod okienko, doopę wystawiłam ku pochmurnemu niebu, wydziergałam w ciemnościach z betonu żarcie na talerz bezdomniaczków, dołożyłam saszetkę bo część się rozmazała i poszłam w ustronne miejsce dzieciaka karmić . Jak on się dorwał do tego . Biedak , musiał głodny być. Łapki mi potem capiły nerkami i czymś tam. Pusty talerz odzyskałam wracając od posesjowej. Uff, zastawa znów pełna.