Atusia77 pisze:P. Asiu, a jak Saszka, bo nic Pani nie wspomina. Wnioskuję, że musi być dobrze, ale wolę się upewnić.
Trzymam kciuki za spokój w kocim świecie. Mój towarzysz życia trochę burczy ostatnio na kociaki, bo w nocy grandzą i spać nie dają. A u nas jeszcze nadal bez drzwi w pokojach, nie da się od nich izolować. Na razie o kolejnym zwierzaku słyszeć nie chce
Pozdrawiam ciepło i serdecznie.
Proszę mi mówić po imieniu. Na miau wszyscy "tykamy" się.
Sasza ogarnęła się jakoś choć bierze antybiotyk do jutra. Podrosła deczko i strasznie piękna się zrobiła. Nie jest typowym nakolankowcem ale przychodzi dawać piękne całuski i obdarza nas śpiewnymi mruczankami. Doskonale dogaduje sie z kotami. Choć woli spać często sama.
Niestety pierwszy nie utrafiony dom co jej wdziękami wzgardził jakby ją przeklął swą
życzliwością. Słów brakuje jakie ostatnio telefony dostaję. O nią i o Tami przede wszystkim.
Dobrze, że koty dogadały się. I należy cieszyć, że wspólnie bawią. Choć przeszkadza na pewno. Nasze jak idą w tango ganiankowe pacyfikują całę mieszkanie i nas. Piękne rysy przebieżek trafiają się nam na facjatach nie raz.
Dobrze, że Mruczuś bawi się. Mam nadzieję, że teraz częściej w domu siedzi. Jako młody kot był taki spokojny. A on nudził się. Proszę kupcie kontenerek by nie trafiła się znów wpadka z ucieczką u weta. Drugi raz może nie udać się Rudzi złapać.
Lało dziś i wiało. Znów głowa nawaliła.Wiatry widać mają zły wpływ na szare komórki. Wywiewanie rozumku jest bolesne
Jak ja nie miałam ochoty dziś iść do dzików. Ale popełzłam. Czekały. Nie wszystkie ale powoli wracają.
Na kotłowni przeżyłam moment strachu. Wlazłam już do dziury Mamuni gdy usłyszałam hałas w pokoju
kotłownianym. Zamarłam ze strachu. Sięgnęłam po latarkę by poświecić drastycznie słabo
po oczach przeciwnika. Może "snop" światła porazi ze śmiechu przeciwnika. A przeciwnik był biały, na niskim bolidowym podwoziu . Zabuksował przed dziurą, zrobił śrubę w miejscu i migusiem wyleciał z kotłowni zostawiając za sobą smugę pyłu. Nawet śladu hamowania nie było. Spóźniony stołownik .
Wróciłam zmarznięta ,przewiana bo duje zimnem i umordowana. Wczorajszy dzień był mega napięty. Odpoczynkiem było siedzenie u weta z Tami i Chipem. Reszta to biegusiowanie, przeganianie czasu... Padłam po powrocie z żarełkowania i nawet nie wiem kiedy wyszedł Janusz do pracy.Nie mogłam rozgrzać się. Głowa zapitala po swojemu.
Mimo całej empatii do dzisiejszego dnia boję się wieczoru. Znów sztuczne ognie.