

Trzyletnia Burasia i jej towarzysz – pięcioletni Pingwinek, są kotami wolno żyjącymi, przyzwyczajonymi do niełatwego życia „kota na wolności”, bo czym jest ta „wolność”? To zimą – szczelnie zamknięte okienka piwniczne, to ciągły stres i strach przed psami, które szczute przez swoich nieodpowiedzialnych opiekunów, ku ich uciesze, je przeganiają. „Wolność” to zima spędzona pod samochodami, a jak ma się szczęście, to przez chwilkę będzie ciepło, bo samochód dopiero zaparkował. Czasem trzeba uciekać przed rzuconym kamieniem…
Niestety koty te, mieszkają w okolicy nieprzyjaznej dla nich. Na szczęście dzięki karmicielce, która od dwóch lat regularnie je dokarmia, nie wiedzą, co to głód, ale tak dalej „na tej wolności” żyć nie mogą. Wiele kotów wolno żyjących zostaje okaleczonych, otrutych, zabitych, jeśli są tam, gdzie ludzka zawiść i podłość nie pozawala im żyć. Nie chcemy, aby tą dwójkę spotkał tak okrutny los. Karmicielka wobec ludzi przeganiającym koty, jest bezsilna, boi się złożyć oficjalną skargę, boi się zemsty tych ludzi, boi się o koty…
Podjęliśmy się pomocy w szukaniu Pingwinkowi i Burasi nowego, lepszego miejsca do życia. Miejsca gdzie będzie bezpiecznie i ciepło zimą. Wiemy, że to graniczy z cudem, ale przecież cuda się zdarzają, a tej dwójce wystarczy schronienie w gospodarstwie, stadninie czy domu z ogrodem. Oboje są wykastrowani. Z racji warunków, w jakich przyszło im żyć, oboje są płochliwi i nieufni wobec obcych, ale karmicielkę, którą znają witają przyjaźnie, dają się głaskać. Nie pozwólmy, aby stało się im coś złego… one nie mogą tam zostać…
Jeśli ktoś z Państwa ma możliwość zaopiekowania się Pingwinkiem i Burasią prosimy o kontakt: marzenalacka@buziaczek.pl tel. 503-767-254.
W miejscu, w którym pracuję mieszka rodzina 4 kotów. Są tam od kilku lat (6?). Składaliśmy się, aby je ciąć (tylko najstarszy i najsprytniejszy kocur nie dał się nigdy złapać), pracownicy dokarmiają je, aby miały pełne brzuszki, raz na jakiś czas odrobaczają. Żyją ze sobą zgodnie, widać że dobrze im razem. Wiele osób je lubi, są bardzo kontaktowe: kręcą ósemki, dają się głaskać, mruczą... ale są to typowe kotki wolno żyjące. Próbowano uszczęśliwić je domem i kolankami, już kilka lat temu, kiedy były młodsze, ale nie dało się. Mimo, że wybrano najbardziej kontaktowego kota, w domu nie potrafił się odnaleźć

Żyły sobie z nami kilka lat, niestety ze wzgl. na specyfikę miejsca pracy, nie jest to miejsce dla nich. Dookoła jest wiele maszyn i pojazdów, które zagrażają ich życiu. Jeden niestety uległ jakiemuś wypadkowi, bo znaleziono go martwego. Nie dowiedzieliśmy się nigdy co się stało, może jakiś pojazd... Dodatkowo, jest to miejsce, w którym przebywanie zwierząt jest mocno ograniczane i coraz mocniej ograniczane. Nie wdając się w dyskusję nt. decyzji

Im nie potrzeba wiele. U nas mieszkały wcześniej w kabinie starego, nieużywanego samochodu ciężarowego. Teraz śpią pod podłogą takiego kontenera. On jest ogrzewany, więc i kotki nie marzną. Nie są to luksusy, ale oficjalnie nie bardzo można było przywieźć im jakąś budkę. One żyły tak sobie u nas po cichu. Kocioluby je karmiły, władze firmy przymykały na to oko (nie ma w nich niechęci, ale muszą trzymać się procedur). Kotkom wystarczy kąt do spania. Stodoła, czy jakiś kąt na podwórku. I ręka, która wrzuci co nieco do miseczki i czasem pogłaszcze. Kotki nie będą nachalne, nie będą się wpychać do domu, bo cenią sobie niezależność, ale miło przywitają się każdego dnia i podziękują za zawartość miseczki. Czy ktoś może podarować im kawałek terenu? Zapewnię łapanie, transport i budkę styropianową - M4, gdyby nie miały swojego kąta. To mógłby być dom w zabudowie zagrodowej, dom z większą działką, czy nawet działka, jeżeli ktoś odwiedza ją regularnie nawet zimą. Wszystko jest lepsze niż schronisko, ponieważ dla kotów wolno żyjących to byłby wyrok
