Kotek niestety nie żyje

Wzięłam go ze schroniska, rodzeństwo jak mówią pracownicy ktoś adoptował, ale nie sądzę. Kotki zostały znalezione w krzakach, nie wiem co stało się z matką. Było ich chyba ze 3, jak byłam w schronisku rano, a popołudniu został już tylko ten jeden biedaczek. Spałam z nim, centralnie spał mi na klatce. Karmiłam go strzykawką, mlekiem dla kociąt i karmą babycat rozmoczoną z wodą też, strzykawką oraz animondą dla 4 tyg. kociaków. Jadł. Ale miał wymioty, bez robaków, biegunkę. Podawałam mu węgiel. Miałam go dwa dni tylko. Oddałam go do domu tymczasowego z Ekostraży, dziewczyna ciągle biegała z nim do weta, potem już był u niego ciągle. Wszystko to trwało tydzień. Ów weterynarz powiedział, że miał 10% szans na przeżycie... Zdołowana jestem, bo dziś się dowiedziałam o kici. Miała 4 tygodnie, jak stwierdził wet. Wiem, że nie powinnam, ale mam wyrzuty, że gdyby został u mnie, choć tydzień dłużej, choć mam swoje 4 dorosłe koty, i przez dwa dni mieszkałam z kicią z naszej łazience u góry, gdzie spałam z nią na kocu na podłodze - to wtedy przeżyłby.
Ale mam nauczkę, nie wezmę już do domu kociaka ze schroniska.
Wpadłam ostatnio na pomysł by poszukać sponsorów - są w końcu na świecie ludzie którzy posiadają ogromne fortuny - i zbudować w Kędzierzynie - Koźlu schronisko - hotel dla kotów. Zatrudnić tam ludzi za odpowiednią pensję, z pieniędzy sponsorów, opłacać domy tymczasowe. Bo w tym mieście niestety nie ma schroniska dla kotów. I nie chodzi mi bynajmniej o takie typowe schronisko. Tylko o miejsce które bardziej przypominałoby hotel dla kotów. Nie zamierzam tracić nadziei - szczególnie, że zamierzam zajmować się pomaganiem kotom przez całe moje życie. Problem z niewysterylizowanymi kotami jest w okolicy, w której mieszkam ogromny, a przecież to sterylizacja sprawia, że na świat nie przychodzą takie biedulki jak ten maluszek, którego wzięłam, w związku z tym nie ma potem niepotrzebnego cierpienia.