


Anglik cztery lata swojego życia spędził z panią w Wielkiej Brytanii, był absolutnie niewychodzący, raczej zadbany, ale prawdopodobnie pozostawiany sam sobie. Jako niekłopotliwy kot tak egzystował aż do czasu, gdy zaczął przejawiać wobec pani agresję i gdzieś w międzyczasie po przyjeździe do Polski pani postanowiła go uśpić. Trafił do lecznicy, a po kategorycznej odmowie uśpienia zdrowego kota pani się go zrzekła i został... Ma legowisko, kuwetkę, dostaje RC Calm i jest na obserwacji. Agresji nie widać, jednak kocurek jest raczej niedotykalski (w lecznicy jest od 20 lipca mniej więcej). Poza tym chodzi, zwiedza, a jak pisze o nim pani wet:
"Jest pozytywnie nastawiony do innych kotów, bez agresji, a z zaciekawieniem. Raczej unika konfrontacji z człowiekiem, ucieka od hałasu, gwałtownych ruchów- wtedy się wycofuje. Lubi mieć miejsce, w którym bezpiecznie się schowa- w tym przypadku transporter. Niedotykalski, kot do "dekoracji" nie do przytulania"
W lecznicy mieszka z kotką-rezydentką i spokojnie "schodzi jej z placu", trochę chce się bawić, a trochę jeszcze się obawia. Najprawdopodobniej potrzebuje czasu, cierpliwości i miłości, bo nie dość, że został sam i jeszcze w obcym miejscu, to jeszcze wszystko wygląda zupełnie inaczej i pachnie inaczej.
Kocurek jest wykastrowany, zaszczepiony, ma książeczkę zdrowia i paszport. Może pojechać w Polskę, a nawet poza
