proszę o pomoc...

przepraszam jeżeli piszę to w miejscu w którym pisać nie powinnam, ale innego odpowiedniego nie znalazłam. jesteście moją ostatnią deską ratunku. ciężko mi się to pisze więc proszę o wyrozumiałość. Jestem właścicielką dwóch niesamowitych kotów Mila i Mokki.
Milo ma 6 lat i jest moim "syneczkiem". pechowy od dnia urodzin (zaklinował się w miednicy i wymagał ingerencji weterynaryjnej) wychuchany, ratowany z każdej opresji (kąpiel w farbie, przytrzaśnięcie łapki w szufladzie, w rurach, zaklinowanie w oknie-a co za tym idzie paraliż od pasa w dól i miesięczna rehabilitacja żeby mógł chodzić...) pokazuje mi że koty mają więcej niż 9 żyć. jest maksymalnie zakochany w człowieku, daje się głaskać każdemu, uwielbia branie na ręce i drapanie po brzuchu... wita każdego miauczeniem i mruczeniem. jest niesamowity! niestety nie uchowa się przy nim żaden dywan, czy jakikolwiek kawałek materiału. sika na wszystko co znajdzie na ziemi. jak nie ma nic, to sobie ściągnie np z suszarki lub wejdzie do szafy...
Mokka ma 5 lat i jest niesamowicie arystokratyczna. Księżniczka jest równie przytulaśna co Milo. Zachowuje się wciąż jak mały kociak... rozgadana, chodzi własnymi ścieżkami. Niestety w stosunku do wszystkich oprócz mnie staje się dzika, ucieka i drapie...
dopóki byłam tylko ja i mąż byłam w stanie chować "dowody zbrodni" Mila. kupowałam co chwilę nowe w tajemnicy przed mężem materace na łóżko, nową pościel, pozbyłam się dywanów tłumacząc mężowi że gromadzą tylko kurz i roztocza. czasem nie udawało mi się po pracy dotrzeć pierwszej do domu i zaczęły się kłótnie o Mila... wyprzedzam wasze pytania-był badany przez lekarza-nie choruje, jest wysterylizowany. po prostu tak już ma.
gorzej zaczęło się robić jak zaszłam w ciąże- Milo i Mokka za główny punkt każdego dnia obrały sobie nasikać w rzeczy dziecka. mąż wkurzony coraz bardziej założył na nie furtkę. nauczyły się ją przeskakiwać. założył zamek na drzwi harmonijkowe-potrafiły się tłuc i miałczeć pół dnia i nocy że tam chcą iść-kłóciliśmy się z mężem coraz częściej. ale dawałam rade (choć ciąże miałam nie ciekawą- do 5 miesiąca wymioty a od 7 miesiąca na podtrzymaniu). niestety odkąd jest dziecko rady nie daję... od 3 miesięcy mam w domu ARMAGRDON. koty chyba przerażone płaczem dziecka albo samą jego obecnością zaczęły mi demolować mieszkanie. kłótnie z mężem codziennie... straszy że je wywiezie do lasu albo odda komuś. kocur schudł, nie chciał jeść-dopiero teraz dochodzi do siebie. mam małe mieszkanie i żeby ogarnąć sikanie Mila musiałam koty wsadzić do jednego pokoju-i właśnie tam jest teraz rzeź... nie wyrabiam ze sprzątaniem a odkąd jest Dziecko nie mam pieniędzy na kupowanie "zamienników" na to co zniszczyły. Mały ma kolki, cały dzień jestem sama i naprawde nie radze już sobie z nimi... Mąż w weekendy cały czas mi truje że muszę im znaleźć nowy dom bo inaczej on je komuś sprezentuje. od miesiąca szukam im domu ale niestety nic nie znalazłam. każdemu się podobają ale nikt ich nie chce trzymać w domu Bo Milo sika. ja to rozumiem ale na pole ich nie mogę nikomu oddać bo one całę życie były tylko w mieszkaniu. puszczać ich nigdzie nie mogłam bo mam sąsiada który straszy że je otruje bo kotów nienawidzi. nie jest mi łatwo tutaj pisać, ale nie mam innego wyjścia... moja sytuacja życiowa zmusza mnie do tego żebym "pozbyła się" moich ukochanych kotów... (czuję się z tym koszmarnie, bo robię to co ludzie, którymi wcześniej gardziłam...) Błagam Was pomóżcie mi im znaleźć dobry dom.... Kocham je nad życie i chciałabym żeby żyły w jak najlepszych warunkach. nikt oprócz mnie i ludzi bezgranicznie kochających zwierząt nie jest im w stanie ich zapewnić ponieważ są to Koty które mają swoje "problemy"... muszą być razem bo dzika Mokka bez Mila sobie nie poradzi. budujemy się i za około 2 lata powinniśmy się wprowadzać. więc może jakiś dom tymczasowy na ten okres? mam czas do 5 stycznia bo wtedy przyjeżdżają moi rodzice którzy byli do tej pory w stanach i muszą mieć gdzie spać. na pokoje kotów nie puszcze bo będzie znowu masakra w całym domu... bardzo Was proszę o pomoc...
Milo ma 6 lat i jest moim "syneczkiem". pechowy od dnia urodzin (zaklinował się w miednicy i wymagał ingerencji weterynaryjnej) wychuchany, ratowany z każdej opresji (kąpiel w farbie, przytrzaśnięcie łapki w szufladzie, w rurach, zaklinowanie w oknie-a co za tym idzie paraliż od pasa w dól i miesięczna rehabilitacja żeby mógł chodzić...) pokazuje mi że koty mają więcej niż 9 żyć. jest maksymalnie zakochany w człowieku, daje się głaskać każdemu, uwielbia branie na ręce i drapanie po brzuchu... wita każdego miauczeniem i mruczeniem. jest niesamowity! niestety nie uchowa się przy nim żaden dywan, czy jakikolwiek kawałek materiału. sika na wszystko co znajdzie na ziemi. jak nie ma nic, to sobie ściągnie np z suszarki lub wejdzie do szafy...
Mokka ma 5 lat i jest niesamowicie arystokratyczna. Księżniczka jest równie przytulaśna co Milo. Zachowuje się wciąż jak mały kociak... rozgadana, chodzi własnymi ścieżkami. Niestety w stosunku do wszystkich oprócz mnie staje się dzika, ucieka i drapie...
dopóki byłam tylko ja i mąż byłam w stanie chować "dowody zbrodni" Mila. kupowałam co chwilę nowe w tajemnicy przed mężem materace na łóżko, nową pościel, pozbyłam się dywanów tłumacząc mężowi że gromadzą tylko kurz i roztocza. czasem nie udawało mi się po pracy dotrzeć pierwszej do domu i zaczęły się kłótnie o Mila... wyprzedzam wasze pytania-był badany przez lekarza-nie choruje, jest wysterylizowany. po prostu tak już ma.
gorzej zaczęło się robić jak zaszłam w ciąże- Milo i Mokka za główny punkt każdego dnia obrały sobie nasikać w rzeczy dziecka. mąż wkurzony coraz bardziej założył na nie furtkę. nauczyły się ją przeskakiwać. założył zamek na drzwi harmonijkowe-potrafiły się tłuc i miałczeć pół dnia i nocy że tam chcą iść-kłóciliśmy się z mężem coraz częściej. ale dawałam rade (choć ciąże miałam nie ciekawą- do 5 miesiąca wymioty a od 7 miesiąca na podtrzymaniu). niestety odkąd jest dziecko rady nie daję... od 3 miesięcy mam w domu ARMAGRDON. koty chyba przerażone płaczem dziecka albo samą jego obecnością zaczęły mi demolować mieszkanie. kłótnie z mężem codziennie... straszy że je wywiezie do lasu albo odda komuś. kocur schudł, nie chciał jeść-dopiero teraz dochodzi do siebie. mam małe mieszkanie i żeby ogarnąć sikanie Mila musiałam koty wsadzić do jednego pokoju-i właśnie tam jest teraz rzeź... nie wyrabiam ze sprzątaniem a odkąd jest Dziecko nie mam pieniędzy na kupowanie "zamienników" na to co zniszczyły. Mały ma kolki, cały dzień jestem sama i naprawde nie radze już sobie z nimi... Mąż w weekendy cały czas mi truje że muszę im znaleźć nowy dom bo inaczej on je komuś sprezentuje. od miesiąca szukam im domu ale niestety nic nie znalazłam. każdemu się podobają ale nikt ich nie chce trzymać w domu Bo Milo sika. ja to rozumiem ale na pole ich nie mogę nikomu oddać bo one całę życie były tylko w mieszkaniu. puszczać ich nigdzie nie mogłam bo mam sąsiada który straszy że je otruje bo kotów nienawidzi. nie jest mi łatwo tutaj pisać, ale nie mam innego wyjścia... moja sytuacja życiowa zmusza mnie do tego żebym "pozbyła się" moich ukochanych kotów... (czuję się z tym koszmarnie, bo robię to co ludzie, którymi wcześniej gardziłam...) Błagam Was pomóżcie mi im znaleźć dobry dom.... Kocham je nad życie i chciałabym żeby żyły w jak najlepszych warunkach. nikt oprócz mnie i ludzi bezgranicznie kochających zwierząt nie jest im w stanie ich zapewnić ponieważ są to Koty które mają swoje "problemy"... muszą być razem bo dzika Mokka bez Mila sobie nie poradzi. budujemy się i za około 2 lata powinniśmy się wprowadzać. więc może jakiś dom tymczasowy na ten okres? mam czas do 5 stycznia bo wtedy przyjeżdżają moi rodzice którzy byli do tej pory w stanach i muszą mieć gdzie spać. na pokoje kotów nie puszcze bo będzie znowu masakra w całym domu... bardzo Was proszę o pomoc...