Kilka dni temu przybłąkała się do mnie maleńka sierotka - maleńki kocurek (choć jest tak drobny i chudy, że myślałam, że to kotka).
Zrobiłam jej ocieplany karton w garażu, jutro zawożę ją do weta, bo ma złamany ogon - zaschniety, łysy kikut na końcu ogonka. Wydaje się, że nie boli - ale jednak nie wiem. Ma ok. 2 miesięcy. (tak wyszło po korekcie u weta - ja stawiałam na 3 miesiące).
Nie mogę kici zatrzymać - mam kota agresora i astmę alergiczną, którą znoszę tylko ze względu na to, że moja Psikuta ma już 9 lat i niezły charakterek - nie chcę jej nikomu oddawać, bo pewnie za kilka tygodni znalazłaby się na śmietniku. Niech dokona żywota u mnie - ale nowego kotka pewnie już nigdy nie będę mogła wziąć.
Znajda musi dostac się w dobre ręcę - na razie nie wygląda jak słodki kociak, którego każdy chciałby mieć - ale taka BĘDZIE, gdy ktoś się nią zaopiekuje.
Póki co jest wygłodzona (odżywiam ją), ma poklejone i brudne futerko i dość mało się myje - co mnie niepokoi. Po dwóch dniach rzucania się niemal na jedzenie - dziś nie tknęła nic. Mam wątpliwości, czy się wypróżniła w ogóle - bo brzuszek ma okrąglutki... może wet jutro cos poradzi - choć też się martwię, bo nie mam żadnego zaufanego weta (i z własnym kotem też trafiam ciągle do jakichś konowałów).
Poza tym ma złamany ogonek - mąż twierdzi, że znalazła się u nas "znikąd" - jakby wyszła z silnika auta, które do nas zajechało. Byc może ten ogonek gdzieś się wkręcił - jest ogołocony z futra, zakręcony na końcu i chyba złamany pod kątem 90 stopni. Nie ma żywej rany, krwi - raczej zasuszony kikut. Kotek trochę śmierdzi - być może to futro, a może ta ranka gnije - zobaczym jutro. Umyłam kota trochę wacikami, ale sam nie liznął sie ani razu. Za chwile zaczną się mrozy, a mój garaż nie jest ogrzewany - mimo budy i legowiska - będzie jej chłodno, a gdyby trzeba było cos operacyjnie robić z tym ogonkiem... nie mam się nią jak zająć.
Błagam o przynajmniej DT, w którym doszłaby do siebie i ktoś by się nią zaopiekował. Mogę współuczestniczyć w kosztach doprowadzenia jej do ładu (odrobaczenie, odpchlenie [choć chyba jest za mała], wyleczenie ogonka). Zawiozę ją gdzie trzeba w granicach małopolski - na mój koszt.
I najważniejsze - kotek ma teraz w miarę ciepło, ma jedzenie - a jednak całymi dniami siedzi sam w garażu i płacze - żałośnie miauczy. A jak widzi człowieka - biegnie z tym swoim ogonkiem do góry i po 2 dniach z dzikuska daje się juz głaskac, wchodzi na kolana i wtula się w rękaw. Czyli najbardziej potrzeba jej nie jedzenia, a miłości...
Proszę o pomoc.
Kota:
Ogonek: