Na razie brak pomysłu na chwytliwy tytuł:-)

Sobotni późny wieczór - wracam jak to mawia mój syn "złojona" z pracy. Już sobie wyobrażam wieczór na kanapie ( tylko umowy dla Julki nie zapomnieć wydrukować !!)...... czas dać odpocząć mózgowi nadwyrężonemu godzinami pracy w upale ( i to w sobotę siax!)
Niemal pod domem dzwoni tel.......nazywam się tak i tak dostałam pani numer i tu pada nazwisko, którego nie kojarzę.......Achaś już wiem - wzięła ode mnie dwa koty, tymczasowała nam jednego - fajnie zakręcona......
Noo i ? I kociaki i dziki Ursynów i lisy.....Kocięta mają mieć ok 2 miesięcy. Już tylko 2 przychodzą. Mają zrobioną budkę - mama dzwoniącej Pani chodzi je karmić. Wziąć do siebie nie ma jak - koty, psy....
Ja też nie mam jak.....
W naszym słynnym psychiatryku Fiodor, jutro ma przyjechać jakiś ześwirowany kołtun z działek - wprost z Poznania......
Proszę o jakiekolwiek zdjęcia i ruszam do boju. Obdzwaniam kogo się da, piszę wszędzie - efekt jest - J.D oferuje pomoc, ale sie nie wyrobię........kurcze no. Te lisy....
Wiem jak to jest - czasem dosłownie godziny mają znaczenie......
W międzyczasie dochodzi sms od Avian - Kołtuna się odłowić nie udało - kolejna próba za 2 tyg.
Rano jadę z Julką na dworzec - po drodze mijamy 3 zabite koty.......
Około 14.00 dzwoni Pani - prosi - oferuje pomoc finansową, jedzeniową, transportową - no po prostu każdą. Naprawdę się przejęła.
A żeby to szlag ............niech Pani łapie póki jest kogo.
Nieco wystraszona kolejnym pomysłem jadę do pracy z której nieśmiało dzwonie do Tz - Kooooooootek, a jak ja bym takie 2 małe na tymczas przywiozła to cooooooo?
Swięty Człowiek rzuca - a przywoź sobie, byle nie zostały! I coś wymyślisz, bo 14 wyjezdzamy.....
Przed 19.00 stawiam się w umówionym miejscu. Dostaję kociaki wraz w wypasionym transporterem, pieniędzmi, dwoma torbami jedzenia, kociego mleka itp. Jestem w lekkim szoku - PIERWSZY raz mi się zdarzyło, żeby ktoś tak zaopatrzył znajdy. Zwykle, to jest "oo tam są" i tyle.
Pakuję towarzystwo do auta......w drodze miga mi w głowie, ze moja p. wet ma dyżur do 20.00. Jeden kociak leży i ani drgnie - albo upał......albo......
Ok decyzja zapada - jadę. Na miejscu luźno + jedna kociara z dwoma transporterami, która mnie przepuszcza w kolejce. ( moje są zdrowe, ja mogę poczekać.....). Drugi cud tego wieczoru.
W gabinecie trupki ożywają - temperatura w normie, waga przyzwoita. Jest luźna kupa, ale i wzdęty od robali brzuchol też.
Są pchły, świerzb w komplecie - jest chłopiec i dziewczynka.
Dostają odrobaczenie, olej parafinowy na drogę - za 4 dni powtórka. Płacę 77 zł i jadę do domu. Pakuję maluchy do izolatki.
Zrobię zdjęcia, zrobię - tylko niech się troszkę chociaż wytrą. Na razie nie są rudo - biała i czarno - biały tylko głownie szare.
Oswojone, rozumne.......noo poukładane dzieciaki. Bez wątpienia w domu się urodziły, żadne tam syczące na człowieka dzikusy. Nic z tych rzeczy. Zadziwiająco ufne....Cud narodzin tia....
Oby tfu tfu tylko te robale byly.......
Niemal pod domem dzwoni tel.......nazywam się tak i tak dostałam pani numer i tu pada nazwisko, którego nie kojarzę.......Achaś już wiem - wzięła ode mnie dwa koty, tymczasowała nam jednego - fajnie zakręcona......
Noo i ? I kociaki i dziki Ursynów i lisy.....Kocięta mają mieć ok 2 miesięcy. Już tylko 2 przychodzą. Mają zrobioną budkę - mama dzwoniącej Pani chodzi je karmić. Wziąć do siebie nie ma jak - koty, psy....
Ja też nie mam jak.....
W naszym słynnym psychiatryku Fiodor, jutro ma przyjechać jakiś ześwirowany kołtun z działek - wprost z Poznania......
Proszę o jakiekolwiek zdjęcia i ruszam do boju. Obdzwaniam kogo się da, piszę wszędzie - efekt jest - J.D oferuje pomoc, ale sie nie wyrobię........kurcze no. Te lisy....
Wiem jak to jest - czasem dosłownie godziny mają znaczenie......
W międzyczasie dochodzi sms od Avian - Kołtuna się odłowić nie udało - kolejna próba za 2 tyg.
Rano jadę z Julką na dworzec - po drodze mijamy 3 zabite koty.......
Około 14.00 dzwoni Pani - prosi - oferuje pomoc finansową, jedzeniową, transportową - no po prostu każdą. Naprawdę się przejęła.
A żeby to szlag ............niech Pani łapie póki jest kogo.
Nieco wystraszona kolejnym pomysłem jadę do pracy z której nieśmiało dzwonie do Tz - Kooooooootek, a jak ja bym takie 2 małe na tymczas przywiozła to cooooooo?
Swięty Człowiek rzuca - a przywoź sobie, byle nie zostały! I coś wymyślisz, bo 14 wyjezdzamy.....
Przed 19.00 stawiam się w umówionym miejscu. Dostaję kociaki wraz w wypasionym transporterem, pieniędzmi, dwoma torbami jedzenia, kociego mleka itp. Jestem w lekkim szoku - PIERWSZY raz mi się zdarzyło, żeby ktoś tak zaopatrzył znajdy. Zwykle, to jest "oo tam są" i tyle.
Pakuję towarzystwo do auta......w drodze miga mi w głowie, ze moja p. wet ma dyżur do 20.00. Jeden kociak leży i ani drgnie - albo upał......albo......
Ok decyzja zapada - jadę. Na miejscu luźno + jedna kociara z dwoma transporterami, która mnie przepuszcza w kolejce. ( moje są zdrowe, ja mogę poczekać.....). Drugi cud tego wieczoru.
W gabinecie trupki ożywają - temperatura w normie, waga przyzwoita. Jest luźna kupa, ale i wzdęty od robali brzuchol też.
Są pchły, świerzb w komplecie - jest chłopiec i dziewczynka.
Dostają odrobaczenie, olej parafinowy na drogę - za 4 dni powtórka. Płacę 77 zł i jadę do domu. Pakuję maluchy do izolatki.
Zrobię zdjęcia, zrobię - tylko niech się troszkę chociaż wytrą. Na razie nie są rudo - biała i czarno - biały tylko głownie szare.
Oswojone, rozumne.......noo poukładane dzieciaki. Bez wątpienia w domu się urodziły, żadne tam syczące na człowieka dzikusy. Nic z tych rzeczy. Zadziwiająco ufne....Cud narodzin tia....
Oby tfu tfu tylko te robale byly.......