Nie pisałam ale miałam mocno pracowite dni. Łapnaki oczywiście nie udane. Dzisiejsze sam na sam z ciężarówką w mocno rannych godzinach nie przyniosło efektu. Ja z gazetą siedząca na krawężniku (udawałam,ze mnie kot nie interesuje) .Szkoda,ze piwa nie miałam. Ona siedząca z wielgachnym brzuszyskiem na przeciwko łapki. Udawała,ze ją żareło nie interesuje. Potem wstała
se i poszła
se ruszywszy marny kawałek nerki.Poszła za płot na kotłownie mając gdzieś moje zabiegi. Jutro kolejne podejście.Sama nie wiem czy wypada prosić o kciuki. Nie lubię łapać matek.
Od Niusi same dobre wieści. Kocia nabrała u nas pewności siebie.Wie,że jest najcudniejszym kotem na świecie.I jak do tej pory zachowuje się tak jak przystało.Pierwsza przy misce, nie ustępuje pola,pcha się do łózka,nie wszczyna awantur i mruczy,mruczy,mruczy...
Czas wolny upływał mi na odbieraniu telefonów o Igiełki.Jak zwykle mam poprzewracane w blond łepetynie, wymagania z kosmosu, a pytania moje mało fajne .No w ogóle totalne dno i brak zrozumienia dla chcących kota. Kota do odbioru już i teraz. O dziwo małe mają wzięcie w Polsce. Z okoli W-wy były tylko 2 telefony.
Jeden telefon przesympatyczny z Torunia i jeden z...Paryża.Wiem,że nic z tego nie wyjdzie ale miło słuchać miłych słów.
Poza tym moja ogłoszeniowa twórczość poszła poza granice
.A to takie ważne i łechcące ambicję autora
Na starość wydam chyba zbiór/tomik moich ogłoszeń
Kocie Igiełki zmieniają się.Każdy ma inny charakter. Igunia jest śmielsza i ciekawsza świata. Wszędzie zajrzy, lubi ganiać się na mokrej podłodze, za ścierą.Jest pierwsza w kuchni. Pierwsza w pokoju. Nie lubi brania na ręce.Choć znosi to z godnością. Do pewnego czasu. Jest drobniejsza.Głaskana jak leży wygina się na wszystkie strony.
Ignaś to typowy mamin synek. Jak coś nie tak w otoczeniu to leci pocieszyć się cycuchem lub choć przytuleniem do Nastki. Do kuchni na misię przychodzi ostatni.Ostrożnie. Ustąpi jak inny harpagan nosa wsadzi. A Igunia nie.Zawarczy i nawet głowiny nie podniesie jedząc spokojnie dalej.Jest większy od siostry i zrobiły mu się takie wielgachne oczyska
Wzięty na ręce daje się głaskać, przymyka oczki...ale niech coś zaszeleści to już leci sprawdzić co się dzieje.
Oboje odkryli firanki,zasłonki i możliwość wchodzenia na regał. Chyba kończyć nie muszę.Korzystają z kuwety...każdej jaka jest.Nie ma wpadek.
W domu gadziny leją,leją siebie a ja szczochowa służba sprzątam. Na kolanach, wyciskając chude łapki by w zakamarki pod regałowe dostać tam ścierą i śmierdziochy wyplenić.Bo tu tylko systematyczne przesuwanie się na kolanach i ścieranie raz przy razie umożliwia wykrycie źródła przestępstwa
Posesjowe koty nie zawsze są. Rudego nie ma już tydzień. Po dwóch dniach zjawił sie biało-grafitowy kawaler. Burej też nie było. Mam nadzieję,że jakaś futrzana spódniczka odciągnęła macho od michy.Jego teren jest rozległy.Na posesję przyłaził tylko dla michy.Jak szukałam czarnej dziewczynki to widziałam go gdzie fircyk łaził.
Kotłownia powoli zdrowieje.Na weekendy przychodzą ostatnio koty z pobliskiej szkoły. Widać głodne.Wakacje zawsze się u mnie stołują.
edit:literówki znowu