ząbki ogólni ładne, tylko mnie ten lekki smrodek zastanawiał. ten jeden zębolek to gdzieś musiał być stuknięty [bo się lalka nie zawsze wyrabia na zakrętach, a i przy mizianku potrafi swoim własnym osobistym łepetynem strzelić w posadzkę, że aż mnie boli
] i dlatego się chwieje, nie widać żeby był nadpsuty. ale jak już się zaczerwieniło dziąsełko tuż przy zębie, to nie chcę czekać aż to się albo uspokoi albo nie. na pewno ją to musi ryrać, a że ząbek maciupeńki, to nawet nie poczuje utraty
a po propofolu to szybko będzie biegała. jest tylko silnie nieszczęśliwa, bo ją chcę przegłodzić przed znieczuleniem, po co ma dziewczynka rzygać. to w związku z abstynencją pokarmową zastosowała fortel. zasiała hałaśliwe zniszczenie w kuchni. poszłam posprzątać, wracam, a co robi niunia? wpieprza moją sałatkę i nawet nie udawała speszonej, popatrzyła na mnie z miną 'no cooo?' i wróciła do szamania. myślałby kto, że kot będzie żarł SUROWE WARZYWA
bardziej mnie martwi ten cycuch
odpadają kulki qoopy w brzuchu, bo to jej właśnie tak wisi luźna skóra, od wnętrza kota daleko. a guzek jest bezpośrednio pod ostatnim sutkiem w listwie [łysawe miejsce, kołtuny też odpadają], pod resztą nic się nie dzieje. że nic nie było to wierzę absolutnie, bo sama jak ją macałam przy okazji poprzedniego pobytu to nic tam nie rosło, dopiero dzisiaj znalazłam
szczerze modlę się o mój atak paniki i żeby to był jakiś lekki obrzęk, nawet stan zapalny, cokolwiek byle nie to zue
a tak w kwestii wyjaśnienia czym jest wspomniany atak paniki w moim wykonaniu. Ruda miała dzisiaj jakiś leniwy, ospały dzień. kiedy do godziny 16 nie chciała nic zjeść, a błony śluzowe jakieś takie blade i kot wydawał mi się ciut za chłodny, ja od razu zaczęłam snuć teorie końca świata - że FIP przywlekłam do domu. bo tydzień przed świętami miałam staż na zakaźnych i była koteczka z FIPem. co z tego, że nawet do niej nie podeszłam. co z tego, że wszystkie ciuchy praktycznie wygotowałam, a buty lałam lizoforminą, że aż miło
musiałam sobie popanikować, bo przecież kot ot tak nie flaczeje! yhym...
w drodze do gabinetu bardzo odżyła, szczególnie wokalnie
a jaką mam twarzową sznytę na szyi... a jak na mnie dziwnie patrzą w gabinecie, jak z byle zaburzonym zapachowo bąkiem przychodzę 'bo coś się dzieje!'
a wieści co i jak przekażę tak szybko jak tylko będę mogła [niestety kutfa nie zadzwonię, bo nie dorwałam zastępstwa za rozłupany panel
więc albo spróbuję jakoś zapałką czy czymś takim wysłać smsa, albo odezwę się na sieci]