czaya pisze:Nie mówię, że to jest złe, tylko przykre.
Przykre - dla kogo?
Opowiem Ci historię: dzięki Kasi D. w zeszłą środę po wielu nieudanych próbach została wysterylizowana dzikawa kotka z gromadki "moich" bezdomniaków. Przyszła "z brzuchem" 10 lutego, po dłuższej nieobecności. Równo miesiąc wcześniej zeskrobywałam zwłoki jej kociątka (jak się później okazało) z ulicy. Bardzo się martwiłam, że nie uda jej się teraz złapać przed porodem i do stadka dołączą nowe, nikomu niepotrzebne dzikie burasy. Albo że znowu znajdę rozjechane zwłoki z mózgiem na wierzchu. Że ona znowu niedługo zajdzie w ciążę. Powiem Ci szczerze, że dawno tak się nie cieszyłam, jak po tym telefonie, że w końcu - udało się! To najlepsze, co można było dla Małej zrobić. Nie ma jeszcze 3 lat - kilka lat życia przed sobą, lat, które spędzi bez konieczności rodzenia po kilka razy w roku, bez zagrożenia, że któregoś porodu w końcu nie przeżyje, bez konieczności zdobywania pożywienia nie tylko dla siebie, ale i swoich dzieci, w miejscu raczej mniej niż bardziej bezpiecznym dla kotów.
Dla mnie nie ma ani jednego argumentu "przeciw" sterylkom aborcyjnym. Zbyt duża liczba niepotrzebnych, cierpiących, jak sama wiesz, kotów, sprawia, że czasem trzeba podjąć taką decyzję.
Oto Mała w poniedziałek, dniu kolejnej nieudanej, na szczęście przedostatniej nieudanej łapanki:
