Po czterodniowym leczeniu, po hektolitrach kroplówek, bolesnych zastrzykach jest diagnoza.
Migotka cierpi na wadę genetyczną o nazwie Wtórna Niedoczynność Przytarczyc.
Prawdopodobnie jest to wynik kazirodztwa wśród kotów - może nie brzmi ładnie, ale wiadomo o co chodzi.
Choroba objawia się bolesnością kości a co za tym idzie całe małe ciałko kotkę boli.
Jest to swego rodzaju odwapnienie, brak wapnia w kościach - coś w tym stylu.
Po dzisiejszej wizycie kotka dostała kolejne bolesne zastrzyki i po dożylnym podaniu wapnia kotka czuje się lepiej.
Po powrocie do domu zaczęła gryźć opatrunek pod którym krył się wenflon.
Postanowiłam go zdjąć - może nie był to najlepszy pomysł - ale przyniosło Migotce znaczną ulgę.
Poza tym igła była dość wygięta na co wskazuje, że i tak do niczego by się już nie przydał.
Po zdjęciu wenflonu Migotka jakby dostała "kociego biegu".
Zdjęcia jeszcze sprzed zdjęcia wenflonu, już widać, że czuje się lepiej.



Bawimy się w chowanego :

Migotka w końcu zaczęła jeść i bawić się.
Po harcach i odzyskaniu apetytu teraz zmęczona śpi.
Jutro też czeka ją wizyta u weterynarza - mam nadzieję, że dalsze leczenie nie będzie już tak drastyczne.
Panie z lecznicy pobawiły się trochę w Dr. Housa, bo tak naprawdę do dziś nie było wiadomo na co kotka cierpi.
Podejrzewano panleukopenie, fip, kocią białaczkę typu C.
Nie wiem już która choroba jest gorsza - jedno jest pewne, to co ma Migotka już nie zagraża jej życiu.
To były ciężkie cztery dni dla Migotki.