Trzeba mnie oswoić i poszukać Domu. Ale JAK oswoić? Pomysły?
Cześć, jestem kotem do kochania, tylko jeszcze trochę nieoswojonym. Jak się to zmieni - będę szukał Domku. Zobacz jaki jestem piękny (i wystraszony):


---
Kotek, roboczo zwany Małym lub Kamikadze (choć to tylko wrażenie z pierwszej doby) ma około 6-7 miesięcy. Zabrany z podwórka (o którym piszę tutaj: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=13&t=110198&start=0 ) 12go kwietnia, obecnie zamieszkuje łazienkę a dokładnie niewielki skrawek przestrzeni przy rurze odpływowej i wc...
Na podwórku zostało jego rodzeństwo (lub kuzynostwo, kto to wie?) w liczbie cztery sztuki. Początkowo chcieliśmy zabrać je wszystkie ale pani wet wybiła nam to z głowy i nawet trochę żałujemy, że pokusiliśmy się o tego... Ale jak już jest to przecież go nie wyrzucimy...
Mały pierwszej nocy siedział wciśnięty w kącik. Następnego dnia chcieliśmy go zabrać do weta - zaczęła się zabawa w berka. Mały, niczym Człowiek Pająk, biegał po ścianach, wspinał się po kafelkach i okiennych uszczelkach, wrzeszczał wniebogłosy i ogólnie był przeciw. Niestety (dla niego) za którymś podskokiem wpadł do podstawionego transporterka
. Z powodu różnych okoliczności do weta nie trafiliśmy. W nocy Mały znów pokazał, co potrafi. Po godzinie snu obudził mnie łomot. Nieduży, więc zasnęłam. Po kolejnej godzinie znów. Tym razem poszłam do łazienki i moim oczom ukazał się kot siedzący na drążku od zasłonki prysznicowej a następnie kot spadający stamtąd. Ponadto wiele rzeczy było pozrzucanych z półek. Przecierając oczy ze zdumienia, zbierając różne kosmetyki z podłogi, próbowałam odtworzyć zdarzenia. Przecież kot skrzydeł nie ma, a półki te na wysokości oczu człowieka są. I nie ma nic pomiędzy, co mogłoby stanowić odskocznię. Musiał wspiąć się po wiszących na wieszaku spodniach, wejść na jedną półkę, zrzucić wszystko, przejść na drugą, zrzucić połowę, przedreptać po świetlówce, zrzucić kubek ze szczoteczkami i jakimś cudem przeskoczyć na drążek od zasłonki. Cała ta trasa wydaje się dość nieprawdopodobna ale innego rozwiązania nie widzę... Stąd Kamikadze. Rano jeszcze znalazłam kilka rzeczy na podłodze, ale nie było to już tak spektakularne. I więcej się nie powtórzyło. Imię więc trochę nie trafione byłoby.
Potem Mały zamieszkał koło wc i rury odpływowej. Wystrasza się przy każdym spuszczaniu wody ale miejsca zmienić nie chce. Wypróżnia się normalnie, korzysta z kuwety, ale zdarza mu się zsiusiać pod siebie, gdy akurat jesteśmy w łazience a on już nie może dłużej czekać. Odpchliliśmy go ale tabletki na odrobaczenie nijak w niego nie włożymy a woli się zagłodzić niż zjeść coś z jej zawartością. To jest problem, bo mamy też swoje koty i coś mi się wydaje, że jak już Mały będzie w nieco lepszej formie, przyjdzie nam całą ferajnę potraktować tabletkami...
Daje się głaskać, choć często syczy, gdy zbliża się do niego ręka. Jednak na trzaśnięcie łapą zasłużyła póki co jedynie zmiotka, gdy chciałam nieco posprzątać. Toleruje mycie wacikami nasączonymi ciepłą wodą, ale tylko w tych miejscach, które są na wierzchu - próba odsunięcia kota od rury skutkuje buntem. Jak się go trochę przegłodzi to zjada mokre z ręki, ale z oporami. Gdy ktoś jest w łazience nie rusza się z miejsca, choć dziś przysunął się nieco do postawionej obok miseczki z resztką jedzenia i póki się nie odezwałam - pojadł trochę.
W nocy i jak nas nie ma łazi sobie po łazience - wiem, bo nie myje się zbytnio i wciąż jest trochę brudny podwórkowo i od tego sikania pod siebie i zostawia ślady. Nie reaguje na zabawki, choć czasem zaszczyci przesuwającą się myszkę, czy piłeczkę, swoim spojrzeniem. W nocy raczej się nimi nie bawi, choć zapoznał się, bo były nieco poprzesuwane. Jest podziębiony - ropieją mu trochę oczy. Staram się przemywać wodą. Wet nic mu nie podała (gdy w końcu tafiliśmy do niej), bo po obejrzeniu kota, stwierdzeniu płci i zapalenia dziąseł (od zmiany mleczaków na stałe prawdopodobnie) Mały się zbuntował i postanowił uciec. Jakoś go umieściłyśmy w transporterze, ale dlatego nie został odpchlony i odrobaczony u weta. I leczony też nie. Musi być trochę oswojony to wtedy coś się ruszy do przodu. Póki co przemywamy mu te oczy raz dziennie, wyciągamy zaschniętą ropę i tyle.
Potrzebuję jakiś podpowiedzi - jak tego kota oswajać? Bo póki co minął już tydzień a postępy są tak niewielkie, że prawie niezauważalne. Czasem przy głaskaniu jest obojętny, czasem trzęsie się jak osika


---
Kotek, roboczo zwany Małym lub Kamikadze (choć to tylko wrażenie z pierwszej doby) ma około 6-7 miesięcy. Zabrany z podwórka (o którym piszę tutaj: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=13&t=110198&start=0 ) 12go kwietnia, obecnie zamieszkuje łazienkę a dokładnie niewielki skrawek przestrzeni przy rurze odpływowej i wc...
Na podwórku zostało jego rodzeństwo (lub kuzynostwo, kto to wie?) w liczbie cztery sztuki. Początkowo chcieliśmy zabrać je wszystkie ale pani wet wybiła nam to z głowy i nawet trochę żałujemy, że pokusiliśmy się o tego... Ale jak już jest to przecież go nie wyrzucimy...
Mały pierwszej nocy siedział wciśnięty w kącik. Następnego dnia chcieliśmy go zabrać do weta - zaczęła się zabawa w berka. Mały, niczym Człowiek Pająk, biegał po ścianach, wspinał się po kafelkach i okiennych uszczelkach, wrzeszczał wniebogłosy i ogólnie był przeciw. Niestety (dla niego) za którymś podskokiem wpadł do podstawionego transporterka
Potem Mały zamieszkał koło wc i rury odpływowej. Wystrasza się przy każdym spuszczaniu wody ale miejsca zmienić nie chce. Wypróżnia się normalnie, korzysta z kuwety, ale zdarza mu się zsiusiać pod siebie, gdy akurat jesteśmy w łazience a on już nie może dłużej czekać. Odpchliliśmy go ale tabletki na odrobaczenie nijak w niego nie włożymy a woli się zagłodzić niż zjeść coś z jej zawartością. To jest problem, bo mamy też swoje koty i coś mi się wydaje, że jak już Mały będzie w nieco lepszej formie, przyjdzie nam całą ferajnę potraktować tabletkami...
Daje się głaskać, choć często syczy, gdy zbliża się do niego ręka. Jednak na trzaśnięcie łapą zasłużyła póki co jedynie zmiotka, gdy chciałam nieco posprzątać. Toleruje mycie wacikami nasączonymi ciepłą wodą, ale tylko w tych miejscach, które są na wierzchu - próba odsunięcia kota od rury skutkuje buntem. Jak się go trochę przegłodzi to zjada mokre z ręki, ale z oporami. Gdy ktoś jest w łazience nie rusza się z miejsca, choć dziś przysunął się nieco do postawionej obok miseczki z resztką jedzenia i póki się nie odezwałam - pojadł trochę.
W nocy i jak nas nie ma łazi sobie po łazience - wiem, bo nie myje się zbytnio i wciąż jest trochę brudny podwórkowo i od tego sikania pod siebie i zostawia ślady. Nie reaguje na zabawki, choć czasem zaszczyci przesuwającą się myszkę, czy piłeczkę, swoim spojrzeniem. W nocy raczej się nimi nie bawi, choć zapoznał się, bo były nieco poprzesuwane. Jest podziębiony - ropieją mu trochę oczy. Staram się przemywać wodą. Wet nic mu nie podała (gdy w końcu tafiliśmy do niej), bo po obejrzeniu kota, stwierdzeniu płci i zapalenia dziąseł (od zmiany mleczaków na stałe prawdopodobnie) Mały się zbuntował i postanowił uciec. Jakoś go umieściłyśmy w transporterze, ale dlatego nie został odpchlony i odrobaczony u weta. I leczony też nie. Musi być trochę oswojony to wtedy coś się ruszy do przodu. Póki co przemywamy mu te oczy raz dziennie, wyciągamy zaschniętą ropę i tyle.
Potrzebuję jakiś podpowiedzi - jak tego kota oswajać? Bo póki co minął już tydzień a postępy są tak niewielkie, że prawie niezauważalne. Czasem przy głaskaniu jest obojętny, czasem trzęsie się jak osika
