KIWI już nic mnie nie zdziwi. Proszę o pomoc w szukaniu Domu

Mamy kłopot
Rano otworzyłam balkon i przez moment byłam pewna, że to, co słyszę, to dziecko płaczące gdzieś (takie skrzeczenie). Jednak instynkt kociarza mnie nie zawiódł, chociaż biegnąć na dół z rozwianym włosem i w stroju prowizorycznie nałożonym, śmiałam się z siebie, że mam halucynacje.
No ale nie miałam - na parkingu, pod autem, było dzikie maleństwo, może 5-tygodniowe, przerażone. Najwyraźniej zgubiło się mamie. Pobiegłam do domu po transporterek, do środka wsadziłam Filemona, mając nadzieję, że maluch go zobaczy i odważy się podejść.
Na nic - Filemon nawet nie raczył miauknąć, zadowolony ze spaceru. Za to ja miałam malucha, który biegał po parkingu pod samochodami + transporter z Filem, którego nosiłam, żeby mi się nie "zgubił".
Akurat pechowo trafiły mi się same "świnie" wśród przechodniów.
Proszę babkę żeby poszła do sklepu i kupiła śmietankę (z deklaracją, że zaraz po złapaniu jej oddam kasę za tą śmietanę, tylko nie mogę pójść po kasę, żeby maluch nie zwiał), a ona mi na to, cytuję: "ja śmietany nie używam w domu, a dla kota całego kubka śmietany nie będę kupować"
Panowie, którzy podjechali z jakimś transportem stwierdzili, że mogą mi pomóc za... 150 zł. Jak parsknęłam śmiechem, to oznajmili koledze, który nadszedł, że "ta pani jest niewypłacalna"
Wróciła pani od "śmietany" i stwierdziła, że pomoże mi robić OBŁAWĘ
ruszyła przez trawnik klaszcząc i pewnie by mi malca przepłoszyła na dobre, gdybym jej w mało miły sposób nie poprosiła, żeby się wyniosła.
W końcu ostatnia z osób, którą poprosiłam o pomoc (akurat wychylała się przez balkon podlewając kwiatki) przyniosła ciepły spodek mleka. Wsadziłam go pod samochód, maluch podszedł. Wykorzystując moment, kiedy się odwrócił tyłem obwąchując spodeczek i stracił czujność zgarnęłam go ręką.
Brudna sierota, śmierdząca, z toną pcheł. Pierwszą rzeczą była kąpiel - przynajmniej część pcheł i świństw odpadło od niej.
Maleństwo jest dziewczynką, cudną, mruczącą. Niestety ma straszną biegunkę
Już wróciliśmy z lecznicy, mamy antybiotyk, jedzonko dietetyczne, jest odpchlona. Teraz śpi, odsypia stres.
Martwię się tą biegunką, tym, że naprawdę nie powinnam teraz zbierać chorych kotów z ulicy. Dwa tygodnie temu uratowała mnie nasza pani wet, wzięła ode mnie na leczenie, do domu, chorego gołębia, którego zgarnęłam z ulicy - miał podejrzenie salmonelli i dzięki niej nie byłam narażona na kontakt z nim.
Martwię się jeszcze bardziej tym, że to kolejny kot u nas
już dwunasty
Od tak dawna nie udało mi się żadnego oddać, za 8 tygodni będę rodzić, a my mamy 7 kotów, których nikt nie chce
Proszę, jeśli znacie kogoś, kto szuka kota, pamiętajcie o mnie... Sytuacja jest naprawdę beznadziejna.
Po kąpieli:




Mała dostała na imię Kiwi - od koloru kupy, którą nas uraczyła
Mamy do oddania maleńką Kiwi, Irenką i Irusia (boskie, śliczne kocięta), rodzinkę Mamelów, która czeka u nas na dom już rok i Vegasa, który, razem z Mamelami, także czeka...
Więcej o naszych podopiecznych: http://www.gagofitoosni.blox.pl

No ale nie miałam - na parkingu, pod autem, było dzikie maleństwo, może 5-tygodniowe, przerażone. Najwyraźniej zgubiło się mamie. Pobiegłam do domu po transporterek, do środka wsadziłam Filemona, mając nadzieję, że maluch go zobaczy i odważy się podejść.
Na nic - Filemon nawet nie raczył miauknąć, zadowolony ze spaceru. Za to ja miałam malucha, który biegał po parkingu pod samochodami + transporter z Filem, którego nosiłam, żeby mi się nie "zgubił".
Akurat pechowo trafiły mi się same "świnie" wśród przechodniów.
Proszę babkę żeby poszła do sklepu i kupiła śmietankę (z deklaracją, że zaraz po złapaniu jej oddam kasę za tą śmietanę, tylko nie mogę pójść po kasę, żeby maluch nie zwiał), a ona mi na to, cytuję: "ja śmietany nie używam w domu, a dla kota całego kubka śmietany nie będę kupować"





W końcu ostatnia z osób, którą poprosiłam o pomoc (akurat wychylała się przez balkon podlewając kwiatki) przyniosła ciepły spodek mleka. Wsadziłam go pod samochód, maluch podszedł. Wykorzystując moment, kiedy się odwrócił tyłem obwąchując spodeczek i stracił czujność zgarnęłam go ręką.
Brudna sierota, śmierdząca, z toną pcheł. Pierwszą rzeczą była kąpiel - przynajmniej część pcheł i świństw odpadło od niej.
Maleństwo jest dziewczynką, cudną, mruczącą. Niestety ma straszną biegunkę

Martwię się tą biegunką, tym, że naprawdę nie powinnam teraz zbierać chorych kotów z ulicy. Dwa tygodnie temu uratowała mnie nasza pani wet, wzięła ode mnie na leczenie, do domu, chorego gołębia, którego zgarnęłam z ulicy - miał podejrzenie salmonelli i dzięki niej nie byłam narażona na kontakt z nim.
Martwię się jeszcze bardziej tym, że to kolejny kot u nas


Od tak dawna nie udało mi się żadnego oddać, za 8 tygodni będę rodzić, a my mamy 7 kotów, których nikt nie chce

Proszę, jeśli znacie kogoś, kto szuka kota, pamiętajcie o mnie... Sytuacja jest naprawdę beznadziejna.

Po kąpieli:




Mała dostała na imię Kiwi - od koloru kupy, którą nas uraczyła

Mamy do oddania maleńką Kiwi, Irenką i Irusia (boskie, śliczne kocięta), rodzinkę Mamelów, która czeka u nas na dom już rok i Vegasa, który, razem z Mamelami, także czeka...
Więcej o naszych podopiecznych: http://www.gagofitoosni.blox.pl