Już widać zmianę. Ciemno jest już jak wracam od dzikunków. Powietrze także zmieniło barwę i zapach. Ale jest pięknie zielono.
W tamtym roku były o tej porze straszne upały. Wszystko było suche i trzeszczące. A w domu sauna i równik. Maluszki , jakie mieliśmy, strasznie się męczyły. Wolę tak jak jest teraz.
Czas płynie. Jakoś dziś oklapłam i żołądek dał o sobie znać. Nerwy wychodzą.
Muszę wspomnieć o Domkach, które dostały maila z prośbą o wywieszenie ogłoszeń w swojej okolicy. Wiele z nich się odezwało. Ze słowami wsparcia przede wszystkim. Z zapewnieniami ,że wywieszają, rozglądają się, przesyłają znajomym. Do tego przefajne wieści o kotach także dostałam. Że kociska są kochane i kochające, że dziękują , że wielką radość wniosły w domek. Wzruszyłam się . Wzruszyła się szczególnie jak Pani Małgosia od Amelki i Andzi mówiła ,że nareszcie wszyscy są w domu po wojażach. Tatuś, mamusia, bracia i córeczki-koteczki. Adopcja akuratnie tych kotek była prze fajna. Każda jest wyjątkowa ale ta była wyjątkowo wyjątkowa.

Ale już o niej kiedyś pisałam.
Ludzie gadają ,że grzybów nie ma. Mam sąsiada super zbieracza. Był w lesie ale prawie nic nie przyniósł. A ja... znalazłam grzyby na trawniku, podgrzybki, gdzie gołębiom wodę leję. Nie zrywałam. Po co mi kilka sztuk. Niech sobie rosną.
Jakś szuja wylewa mi wodę z wiadra naszykowaną do uzupełnienia misek ptasich. Przyniosłam sobie duże widro co w krzalunach ukryłam.Raz nalewam całe a potem dolewam do pustych pojemników ile razy jestem w pobliżu. Nie muszę z każdym plastikiem dyrdać do kranu. Jakiś chrzaniony wielbiciel kwiatuszków się schytrzył i sobie podlewa roślinki. A podlewaj sobie tylko przynieś z powrotem.
O tym co znalazłam na kotłowni w miskach kocich nie wspomnę. Koty wszak przepadają za zielonym chlebem razowym z ziarnami, spleśniałymi plackami ziemniaczanymi , waniejącymi kuprami kurzęcymi oraz szczęką świńską z pełnym garniturem zębów. To ostatnie pewno jako implanty mają futra potraktować
