Jestem padnięta. Jak zaczęli strzelać na maksa od 23 to skończyli o pierwszej w nocy. Mówię tu o ciągłej kanonadzie gdzie apogeum zaczęło się 15 minut przed północą. Jakby atak zmasowanej artylerii nastąpił. Koty spanikowane zaczęły biegać po mieszkaniu szukając kryjówek. Okna zasłoniłam. Został telewizor rozkręcony. Akuratnie trafiłam na Szpaka ( uchroń mnie przed kolejnymi "trafieniami") , jedynego co "śpiewał" . Bo wszędzie wybuchy pokazywali. A to za dużo było dla stada. Bardzo się bał Floruś. Bardzo.
Fetor siarczany z tysięcy puszczonych w niebo petard dotarł i do domu. Mimo zamkniętych okien przecisnął się szczelinami i ja, biedna blondynka, zaczęłam kichać i dusić się. Doszedł ból głowy. Łapanie oddechu i drapanie w gardziołku. Koszmar. Do tego, po zapaleniu oponek, mam nadwrażliwość słuchu i to co się działo było torturą. Janusz zasnął snem sprawiedliwego a ja z kotami pocieszaliśmy się jeszcze wiele chwil.
Mam wrażenie, że ten rok to apogeum puszczania forsy z dymem. Chyba tak głośno i śmierdząco dawno nie było. Niby jesteśmy "mądrzejsi" ale pierwotny debilizm został. Strasznie to smutne.
A ranek? Jakoś się obudziłam. Musiałam, bo mi TZ do pracy szedł. Tak, tak szedł. Nie ma czerwonych kartek dla kociarzy. Jest robota jest pracownik. Nie zawsze dobrowolny
Koty w domu zjadły. Naszykowana w tradycyjne ciuchy wypełzłam do dzikunków. W mokrym, wiszącym powietrzu czuć było mocno minioną noc. Lekki przymrozek skrzył się na szybach aut. Woda jednak nie zamarzła. Z czego się cieszę. Nie ma to jak rankiem tłuc buciorkami w miskach i wybierać lód dłońmi białymi

. Nie wszystkie koty były. Co jest niby normalne w noworoczny poranek. Ale ja się nigdy do tego nie przyzwyczaiłam. Do tego ,że koty nie pojawiają się. Bojaźliwa jest Szyla. I ona od wczoraj jest nie widoczna. Mam tylko nadzieję, że marketowa zmiana strażników jest kociolubna i nią zaopiekowała się. Kilka truchełek gołębi zebrałam z kostki brukowej. Niech nie leżą na drodze ludzi. Zdepczą ale nie przesuną. Umieściłam je w stercie liści i gałęzi za płotem leżących. Do wiosny wrócą do ziemi.
Nie lubię Nowego Roku. Od kiedy koty karmię, od kiedy mam zwierzęta w domu (nasza jamniorka Lusia schodziła na zawał ) nie znoszę tego dnia szczerze.