Mamunia wczoraj dostała nos-pę i espumisan by jazdy w brzuszku załatwić odmownie. Wieczorem zdecydowanie się lepiej poczuła a dziś zameldowała się na śniadaniu opyskowując moje ociąganie. Moja wina. Fakt. Nie dałam im jeść przed pójściem do dzików zakładając, że głodna nie jest jak wczoraj źle się czująca. Z noska jednak leci, bąbli i przeszkadza. Ale dałą sie pogłaskać. malce cudne. Ostatnio cudne jest mocno nadwyrężonym słowem u mnie. Ale są CUDNE. Gadające do nas, pchające się na kolana, szukające kontaktu, wywalają brzuszki i są pięknie nieporadne.
Wczoraj siedziałam z nimi z gołymi nogami. Moje kopytka są dziś w delikatnych czerownych znaczeniach. Założyłam czerwoną spódnicę by się dobrze wszystko komponowało kolorystycznie.
Karolinka dziś rano przejedzie się do weta i on zdecyduje co dalej.
Pobiegłam do dzikunków mało radośnie. Gnaty mnie bolą i przytomność zawodzi. Wczoraj padłam jak betka po pracy na wyreczko i zamykając błogo oczki pomyślałam, że tylko na chwilkę. I film mi się urwał na dłużej niż chwilkę. A takie miałam plany robotowe, ogłoszeniowe i inne różniste. Moje padnięcie nie przeszkodziło mi paść ponownie jak przyzwoity czas na sen nastał.
Mało przytomna jestem bardzo. I już. Urlopu mi trzeba od pracy zarobkowej.Od pindrzenia się, malowania oczek modrych, żelowania kudełek, prasowanek i obcasów. W urlopik polegnę na wyreczku jak od dzikunków wrócę i boczki będę przekładać aż do bólu. Zapyziałymi oczkami będę patrzeć na świat a moje balde lico nie ozdobi sztuczny rumień. Nie uprasują spódnicy, spodni ani...bielizny
